Przeciągnąłem się i rozejrzałem dookoła. Nie wyczułem jednak obecności
Moon, czy Araka. Gdzie oni już zniknęli? Mam nadzieję, że jednak są
razem. Podszedłem do krawędzi jaskini, rozłożyłem skrzydła i skoczyłem w
dół. Jednak po raz kolejny nie zdążyłem unieść się w powietrze, bo
wylądowałem w zaspie. Tego śniegu jest coraz więcej. Zapaliłem się w
środku, a część śniegu od razu stopniała. Wzbiłem się w powietrze, żeby
wypatrzeć uciekinierów. Zza chmur powoli zaczynało wychodzić słońce,
które odbijało się od śniegu i raziło w oczy. Miło jest tak poszybować w
słoneczny dzień. Jeszcze niedawno każdy lot kończył się spotkaniem z
Anielką, jednak to co było nie wróci. Ale nie na tym miałem się skupić,
tylko nad znalezieniem Moon.
Pode mną rozciągał się las, w którym bardzo możliwe, że znajdę szczeniaka. Tak, czy inaczej w tę porę roku będzie ciężko. Wylądowałem bezgłośnie i powoli ruszyłem w kierunku jeziora. Idąc, między drzewami dokładnie przyglądałem się wszystkiemu, co mogło przypominać małą, białą kulkę… Nagle usłyszałem warknięcie. Przyspieszyłem i wyszedłem z lasu. Od razu ujrzałem Moon, która jadła resztki świeżo upolowanej sarny. Obok stał biały basior, więc od razu musiałem zareagować.
-Moon – powiedziałem, żeby zwrócić jej uwagę, bo nie chciałbym, żeby i ona skończyła jako posiłek basiora.
-Może to zjeść, jeśli ci to nie przeszkadza. Świeżo upolowana sarna, padlinożercy znajdą sobie coś innego – oznajmił. Mała spojrzała na mnie zadowolona i wyszczerzyła się, a jej idealnie biała sierść na pysku zabarwiła się na czerwono.
-Wybacz. Wynagrodzę ci to – odpowiedziałem – Slash – Przedstawiłem się i skinąłem łbem.
-Dial – odpowiedział. Nareszcie spotkałem jakiegoś wilka, jednak nie jestem pewien, czy jest on z watahy, bo nigdy przedtem go nie widziałem.
-Jesteś stąd? – zapytałem i usiadłem pomiędzy Dialem, a Moon. Bezpieczeństwa nigdy za wiele.
-Od niedawna w watasze – odpowiedział. Moon skończyła pałaszować resztkę posiłku i podbiegła do mnie. Stanęła przede mną i najeżyła się do basiora. Warknąłem na nią, żeby się uspokoiła.
-Taka mała, a już waleczna. Udała ci się córka – powiedział Dial i przyjrzał się białej kulce. Uśmiechnąłem się, ale po chwili zdałem sobie sprawę co powiedział. Pokręciłem głową.
-To nie moja córka. Znalazłem ją. Jej matkę niestety znalazłem martwą. Wbrew pozorom była bardzo podobna do mojej poprzedniej partnerki… - westchnąłem i złapałem się za język. Nie powinienem mówić o takich rzeczach nowo poznanemu wilkowi. Z drugiej strony Anielki już nie ma, więc nie mam nic do stracenia.
-Zamierzasz poszukać jej domu, czy zostanie pod twoimi skrzydłami? – zapytał Dial, a ja tylko spojrzałem na małą. Minęło tak niewiele czasu, a przywiązałem się do niej bardzo. Jej łatwiej będzie się zaklimatyzować pod opieką innej wilczycy bądź wilka. Moon wtuliła się w moją sierść, bo zima dawała się we znaki.
-Miałem taki zamiar, ale możliwe, że to ja zastąpię jej rodzinę – odparłem, a przede mną zmaterializował się nagle Arak. Basior warknął i podniósł się do góry. Jego reakcja była dla mnie zrozumiała, bo większość reaguje tak za pierwszym razem. Wąż zaczął go okrążać i dokładnie go padać.
-Arak uspokój się, to jest Dial. Nie wydaje mi się, żeby miał złe zamiary – oznajmiłem i stanąłem łapą na węża, który był gotowy zaatakować w każdym momencie.
Pode mną rozciągał się las, w którym bardzo możliwe, że znajdę szczeniaka. Tak, czy inaczej w tę porę roku będzie ciężko. Wylądowałem bezgłośnie i powoli ruszyłem w kierunku jeziora. Idąc, między drzewami dokładnie przyglądałem się wszystkiemu, co mogło przypominać małą, białą kulkę… Nagle usłyszałem warknięcie. Przyspieszyłem i wyszedłem z lasu. Od razu ujrzałem Moon, która jadła resztki świeżo upolowanej sarny. Obok stał biały basior, więc od razu musiałem zareagować.
-Moon – powiedziałem, żeby zwrócić jej uwagę, bo nie chciałbym, żeby i ona skończyła jako posiłek basiora.
-Może to zjeść, jeśli ci to nie przeszkadza. Świeżo upolowana sarna, padlinożercy znajdą sobie coś innego – oznajmił. Mała spojrzała na mnie zadowolona i wyszczerzyła się, a jej idealnie biała sierść na pysku zabarwiła się na czerwono.
-Wybacz. Wynagrodzę ci to – odpowiedziałem – Slash – Przedstawiłem się i skinąłem łbem.
-Dial – odpowiedział. Nareszcie spotkałem jakiegoś wilka, jednak nie jestem pewien, czy jest on z watahy, bo nigdy przedtem go nie widziałem.
-Jesteś stąd? – zapytałem i usiadłem pomiędzy Dialem, a Moon. Bezpieczeństwa nigdy za wiele.
-Od niedawna w watasze – odpowiedział. Moon skończyła pałaszować resztkę posiłku i podbiegła do mnie. Stanęła przede mną i najeżyła się do basiora. Warknąłem na nią, żeby się uspokoiła.
-Taka mała, a już waleczna. Udała ci się córka – powiedział Dial i przyjrzał się białej kulce. Uśmiechnąłem się, ale po chwili zdałem sobie sprawę co powiedział. Pokręciłem głową.
-To nie moja córka. Znalazłem ją. Jej matkę niestety znalazłem martwą. Wbrew pozorom była bardzo podobna do mojej poprzedniej partnerki… - westchnąłem i złapałem się za język. Nie powinienem mówić o takich rzeczach nowo poznanemu wilkowi. Z drugiej strony Anielki już nie ma, więc nie mam nic do stracenia.
-Zamierzasz poszukać jej domu, czy zostanie pod twoimi skrzydłami? – zapytał Dial, a ja tylko spojrzałem na małą. Minęło tak niewiele czasu, a przywiązałem się do niej bardzo. Jej łatwiej będzie się zaklimatyzować pod opieką innej wilczycy bądź wilka. Moon wtuliła się w moją sierść, bo zima dawała się we znaki.
-Miałem taki zamiar, ale możliwe, że to ja zastąpię jej rodzinę – odparłem, a przede mną zmaterializował się nagle Arak. Basior warknął i podniósł się do góry. Jego reakcja była dla mnie zrozumiała, bo większość reaguje tak za pierwszym razem. Wąż zaczął go okrążać i dokładnie go padać.
-Arak uspokój się, to jest Dial. Nie wydaje mi się, żeby miał złe zamiary – oznajmiłem i stanąłem łapą na węża, który był gotowy zaatakować w każdym momencie.