Wiatr poderwał moje niewielkie ciało do góry na parę centymetrów. Śnieg ograniczał widoczność do kilku metrów. Cichutko zaklęłam, udało mi się uspokoić trochę wiatr wokół mnie, na tyle by utrzymać łapy w kontakcie z grubą pokrywą śniegu. Nie zawracałam sobie głowy zamykaniem portalu bo i tak zniknie w zaledwie parę chwil. czułam że jeszcze jestem zbyt osłabiona by stworzyć bardziej trwałe przejście. Znajdowałam się nadal blisko centrum watahy, metodycznie przeczesywałam każdą ze znanych mi jaskiń i nor. Zwierzyna w całości i na dobre opuściła już nasze tereny. Nigdzie nie natrafiłam też na ślad Gambo, martwiłam się czy udało mu się przeżyć.
Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań udałam się na zachód w stronę najbardziej wysuniętych ku naszych granic terenom. Ledwo już czułam zdrętwiałe z zimna łapy. Do sprawdzenia zostały mi już tylko dwie znane mi nory. Dotarcie do pierwszej z nich zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałam. Zapewne błądziłam przez dłuższy czas nawet tego nie zauważywszy. Nora wyglądała na pustą, pomału opuszczała mnie nadzieja na znalezienie kogokolwiek. Zmęczona i zmarznięta rozmyślałam właśnie czy nie spędzić paru godzin w tym miejscu. Weszłam głębiej w mrok i zatrzymałam się w pół kroku słysząc jakiś szmer dobiegający z głębi. Pełna nadziei i nowych sił pognałam w jego stronę. Z pomieszczenia błyskała niebieskawa łuna od kryształów umocowanych w ścianach. Na posadzce widniała wielka szkarłatna plama gdzieniegdzie wzbogacona w jakiś organ. Z trudem przełknęłam ślinę starając się powstrzymać wymioty. Na samym środku znajdowały się zwłoki wilka na którym żerowało właśnie wielkie stworzenie. Para brązowych przekrwionych w szale ślepi skierowała się w moja stronę. Zamarłam wpatrzona w stworzenie które ledwo mieściło się wewnątrz pomieszczenia, mocno pochylone aby nie zahaczyć łbem o sklepienie. W sekundę potem wszystko zaczęło się dziać na raz. Stwór przypominający kształtem wielkiego zmutowanego niedźwiedzia, ze skazami na skórze na której brakowało gdzieniegdzie sierści i po którym żerowały larwy zjadając go z wolna żywcem, rozwarł szczękę głośno rycząc. Na otrzeźwienie jakby mi tego było mało, dostałam w pysk resztkami jego posiłku lecącymi w moja stronę wraz z ogłuszającym dźwiękiem i zapachem zgnilizny i rozkładu.
<Ktoś chętny? ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz