niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Minx C.d. Daiki

Nie wiem jak długo siedziałam wpatrzona tempo w przestrzeń przede mną, dokładnie w miejsce gdzie zniknął ostatni migotliwy blask stworzonego przeze mnie portalu. Miałam dość czasu by poukładać w głowie wszystko to, co spotkało mnie i moich towarzyszy na przestrzeni tych paru miesięcy. Jedno wiedziałam na pewno...choćbym nie wiem jak się starała, zawsze pozostawałam sama. Brakowało mi kogoś, towarzysza z którym mogłabym układać plany na przyszłość. W mojej głowie wciąż majaczyły wspomnienia o Oaku. Najprawdopodobniej były to najbardziej zbliżone do pełni szczęścia chwilę. Czasem żałowałam, że zamiast starej mnie, powstała nowa Ja...Frankenstein złożony z kilku kawałków ognia i ciemności. Chciałam odejść, tak jak to planowałam jakiś czas temu, po cichu. Zbierałam właśnie moje zdrętwiałe ciało do wykonania pierwszego ruchu, kiedy niespodziewanie coś ciężkiego i kudłatego uderzyło z dużą siłą w mój bok. Przez chwilę musiałam poruszać intensywnie łbem by pozbyć się szumu z uszu. W tym czasie entuzjastycznie zbliżyła się do mnie czarna wilczyca. Dopiero po dłuższej chwili rozpoznałam w ten czarnej plątaninie sierści, błota i małych igiełek świerku Daiki. Było już dość ciemno i nadchodzący chłód  nocy wstrząsnął całym moim ciałem.
-Wszystko w porządku?- były to pierwsze słowa jakie dotarły do mnie. Miałam ochotę rzucić się wilczycy w te umorusane ramiona i długo ryczeć, tłumacząc, że już nic nie jest takie jak być powinno, że część mnie właśnie umiera z tęsknoty i pomimo całej mojej wiedzy i umiejętności nie udało mi się uratować i znaleźć towarzysza wyprawy. Zamiast tego jednak nabawiłam się głupiej i niespodziewanej czkawki. Na widok zdziwionej miny Daiki, która próbowała mi pomóc, wpadłam w histeryczny atak płaczu, przerywany jedynie czkaniem. Długo wyłam nie mogąc się uspokoić, aż w końcu opadłam z sił. Wilczyca dzielnie tkwiła przy mym boku nie pytając o nic. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna. Kiedy uspokoiłam się już prawie w pełni, poczułam, że wraz z potokiem łez i sił opuściło mnie uczucie beznadziejności. Daiki zaproponowała rzeczowym tonem, że obmyje nas wykorzystując swoje wodne moce. Po chwili byłyśmy już odświeżone. Następnie znalazłyśmy miejsce do spania na pobliskiej skale i wyczerpane padłyśmy ciasno wtulone w nasze futra, czując potrzebę obecności innego wilka. Nie na darmo łączymy się w grupy i tylko niewielką część naszego życia spędzamy z dala od innych osobników. Było mi ciepło i wygodnie. Choć na chwilę zapomniałam o wszystkim i na nowo cieszyłam się z obecności kogoś ze stada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz