Nareszcie. Nadszedł ten czas. Wróciłem do watahy po długim okresie przerwy. Byłem na tajnej misji. Moja twarz ociekala czarna mazia. Moja krwią. Lecę. Moje czarne anielskie skrzydla są pocharatane. Ale zdolne do użytku. Byłem w postaci Anthro (wilk stojący na dwóch łapach, jak człowiek). Moje długie czarne spodnie również były poszarpane. Na klatce piersiowej (pokaźnej z reszta) było pełno ran. W mojej prawej ręce sciskalem wielki, dwusieczny miecz lsniacy oslepiajaca biela. Jedyny taki na świecie. Nalezacy do mnie. Mój krzyżyk z czerwonym krzysztalem był lekko nadkruszony. Gdy wrócę, naprawie go, to potrwa tylko chwilę. Spostrzeglem w oddali znajomy las. Przygotowałem sie do lądowania. Wyladowalem gdzies na jakiejś polanie. Otrzepalem sie z krwi. Byłem wyczerpany. Wtem w oddali spostrzeglem pokaznego wilka. Nigdy wcześniej go nie widziałem. Ostatkiem sił spojrzałem na niego swoją specjalną technika oczna. Bila od niego silna czerwona aura (to był poziom jego mocy duchowej). Była silna. Ten wilk napewno.nie mial dobrych zamiarów
<Kto dokonczy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz