Zdziwiłem się lekko, kiedy wadera oparła swój pysk o mój,
ale nie odsunąłem się. Oddychała miarowo, była bardzo spokojna, a tego właśnie
mi brakowało. Nie czułem się najlepiej. Najbardziej z objawów choroby martwiły
mnie sny i przywidzenia. Nigdy wcześniej nie śniłem, było to dla mnie coś
nowego. Nowego i bardzo niebezpiecznego. W tym momencie moja podświadomość
miała do mnie dostęp, a ja mogłem jej ulec. Bardzo mi się to nie podobało, ale
nie wiedziałem jak to powstrzymać. Nie dało się uciec od nieuchronnego.
Rosalie obudziła się z niespokojnego snu i dała nam leki.
Podziękowaliśmy jej. Po chwili usłyszałem krzyki, a po tonie było słychać, że
nie są to zbyt miłe komunikaty. Rosa wyglądała na zestresowaną, chociaż chyba
chciała to ukryć.
- Właściwie, to chyba mogę was już wypuścić, tylko
przychodźcie do mnie się pokazać. Nic więcej raczej nie mogę póki co zaradzić.
- Wadera odeszła i przekartkowała jakąś książkę. - Chociaż właściwie zanim was
wypuszczę, powinnam zadać pytanie. Jak się czujecie? Tylko nie odpowiadajcie,
że dobrze, bo wiem, że tak nie jest.
Uznałem, że za dużo już czarnych myśli. Musimy się za siebie
wziąć i wymyślić jakiś plan.
“Rosalie, jesteś pewna? Nadchodzą zamiecie, nie wiemy jak
postępuje choroba, według mnie powinniśmy trzymać się razem. Nie chodzi mi o
to, aby wpraszać się do innych, ale ta wadera, która przed chwilą wyszła nie
wyglądała jakby chciała być w grupie.”
<Minx? Rosalie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz