piątek, 23 lutego 2018

Od Denisa c.d. Liv

Widziałem przerażenie w oczach wadery. Jej mięśnie nie wytrzymały i w końcu puściły. Do uszu napłynął dźwięk staczających się skał, a wraz z nimi uderzenie spadającego ciała. Zdążyłem tylko wykrzyczeć jej imię. Wszystko działo się tak nagle. Serce waliło mi tak mocno, że myślałem, że wyrwie się z mojej klatki piersiowej. W oczach mignął mi kolor jej sierści, a potem w górę wzbiła się chmura pyłu i śniegu. Gdy nastała cisza, najszybciej jak tylko mogłem ześlizgnąłem się na dół drąc pazurami po skałach. Będąc już na dole wytężałem swój wzrok w poszukiwaniu wadery. Nawoływałem ją, ale odpowiadało mi tylko głuche szumienie wiatru. Biłem się od środka, że nie powinienem zabierać jej w te cholerne góry, na dodatek warunki atmosferyczne się psuły. Odpowiedzialność to moje drugie imię, ta jasne. Mówiłem sobie w myślach. Z drugiej zaś strony uparła się, a powinna być świadoma niebezpieczeństwa. Zresztą, jest zastępcą szpiega, a tam ryzyko jest nieodłącznym elementem. Sam już nie wiedziałem czy jestem wkurzony na siebie, czy to tak na mnie działał aktualny stres i tworzy mi mętlik w głowie.
W końcu złapałem jakiś trop i podążałem za nim, zaprowadził mnie do wielkiej zaspy i sterty kamieni. Usłyszałem niewyraźny krzyk. Zacząłem kopać, ale to zajęłoby całe wieki, dlatego też użyłem swojej mocy. Stworzyłem wystarczająco potężne skumulowanie energii powietrza i pioruna, po czym uderzyłem w przeszkodę. Skały rozsypały się w pył i odsłoniło się wejście do jakiejś jaskini. Zapach wadery stał się intensywniejszy. Po chwili zobaczyłem białą zwiniętą w kłębek istotę, której ciało przykrywał śnieg. Zaraz podbiegłem i nachyliłem się nad nią. Była nieprzytomna, ale oddech i bicie serca były stabilne. Przerzuciłem sobie Liv na grzbiet i zaniosłem dalej w głąb jaskini, gdzie nie szalał wiatr. Położyłem się blisko niej, by ogrzać ją swoim ciałem. Przyłożyłem do niej swoją łapę i spróbowałem użyć swojej nowej umiejętności, której dopiero się uczę, a jest to moc przekazywanie witalnej energii. Skupiłem się, a potem odczułem mrowienie, część energii z pozytywnym wynikiem udało mi się przetransportować do ciała wadery. 
Mijały kolejne sekundy i minuty, a ja zacząłem już się martwić. Nie mogłem też opuścić tego miejsca, z racji tego, że pokonanie takiego odcinka drogi w tą zamieć z Liv na grzbiecie było nie dość, że trudne, a na dodatek niebezpieczne. Czekałem więc dalej, na przebieg sytuacji. Co jakiś czas próbowałem przekazywać trochę energii Liv.
Po pewnym czasie powieki zaczęły mi opadać w dół i zmorzył mnie sen, jednak nie na długo. Na swoim ciele poczułem ucisk. Otworzyłem oczy i spojrzałem na waderę. Ona też otworzyła oczy i lekko oszołomiona obdarowała mnie uśmiechem.
- Jak się czujesz?- Zapytałem zaraz.
- A co to za światełko?
- Liv, co ty wygadujesz? Chyba musiałaś serio mocno uderzyć się w głowę.- Skrzywiłem pysk.
- Denis patrz, serio, o tam za tobą.- Wskazała miejsce za mną.
Odwróciłem powoli głowę i w dalekim końcu jaskini zobaczyłem jarzące się w ciemności ogniste ślepia. Do nozdrzy napłynął mi zapach siarki.
- To smoki. -Wyszeptałem.
- Uciekajmy! -Wadera gwałtownie zerwała się.
- Stój! -pociągnąłem ją do siebie.- Żadnych gwałtownych ruchów.
- To co robimy.- Przełknęła głośno ślinę.
- Miałem już trochę kontaktu ze smokami, co prawda podłe to stworzenia, ale potrafię się z nimi porozumiewać.
Po jaskini rozniósł się ryk smoka.
<Liv?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz