sobota, 10 września 2016

od Slasha do Anielki

Nie spodziewałem się tego, że to usłyszę od jakiejkolwiek wadery. Zamurowało mnie. Jednak w środku byłem chyba najszczęśliwszym basiorem na ziemi. Polizałem waderę po pysku, gdy nagle obok zmaterializował się Arak.
-Co się tutaj dzieje? – zapytał i zaczął nas okrążać.
-Widzisz Arak, Slash nie jest już takim twardym wilkiem – powiedziała i pokazała mi język. Prychnąłem i odwróciłem się.
-ta ma swoje humorki, więc wiesz – odparł wąż. Uśmiechnąłem się sam do siebie, odwróciłem się i nadepnąłem na koniec Araka. Złapałem go za głowę i naciągnąłem, a następnie puściłem. Poleciał daleko  przed siebie. Anielka podeszła przestraszona do końca jaskini.
-Nic mu nie będzie. To jest cwaniak jakich mało, więc nie musisz się o niego martwić – powiedziałem, po czym towarzysz pojawił się tuż za nami. Zrobiłem minę typu: A nie mówiłem?
-Może zapolujemy? – zaproponowałem, a wadera się zgodziła.
Znaleźliśmy się w lesie. Szukaliśmy jakiejś zwierzyny. Nieopodal nas znajdowała się mała grupka dzików. Spojrzałem na waderę, a ona jakby czytała mi w myślach, zaczęła się powoli skradać od tyłu na nie. Ukryła się za krzewami. Ja natomiast byłem po przeciwnej stronie. „Teraz” Wadera wyskoczyła w górę chcąc rzucić się na niewielkiego dzika, lecz jednak to się nie wydarzyło. Jakiś wilk rzucił się na nią od boku. Dziki zaczęły uciekać wprost na nich. Posłałem podmuch wiatru w ich kierunku, aby zmieniły tor biegu. Szybko podbiegłem do Anielki i obcego dla mnie osobnika. Wadera leżała na plecach, a wilk chciał się dostać do jej gardła. Zbliżały się do nich dwa inne wilki. Nie były to osobniki z naszej watahy. Zapłonąłem w środku. To było to samo co kiedyś. Moich trzech braci i ona jedna. Jej martwe ciało, które było rozszarpywane na kawałki. Nie mogłem dopuścić do tego, aby Anielce stało się to samo. Właśnie wyznała mi miłość, a teraz miałbym ją stracić? O nie! Adrenalina w moich żyłach pulsowała. Zbliżałem się do szczytu. Wpadłem w furię. Moja łapa zaczęła świecić. Wiedziałem że jestem gotowy. Bez zastanowienia ruszyłem do przodu. Wilk, który chciał skrzywdzić wilczycę został złapany przeze mnie za kark. Wbiłem kły głęboko w jego szyję. Osobnik piszczał niemiłosiernie. Nie miałem zamiaru się z nim bawić. Moja szczęka zacisnęła się z ogromną siłą na jego szyi, sprawiając, że dobrze było słychać dźwięk miażdżonych kości. W tym samym czasie drugi wilk cały płonął, a jego towarzysz pobiegł daleko przed siebie. Natrafiając na wszystkiego przeszkody. Nie zatrzymywał się. Nie pozwalałem mu na to. Podczas furii potrafiłem kontrolować  wszystkie moje umiejętności. Nie musiałem się skupiać na jednej. Gdy poczułem, że osobnik, którego trzymałem w pysku wyzionął ducha, wzbiłem się w powietrze, łapią jeszcze przy okazji drugiego osobnika i poleciałem poza granice naszej watahy. Zrzuciłem ich gdzieś poza granicami. Trzeci był już daleko stąd. Wróciłem do wadery z prędkością, której jeszcze nigdy przedtem nie osiągnąłem. Wylądowałem obok wadery.
-Nic Ci nie jest? – zapytałem spokojnie, mimo że w środku jeszcze buzowałem.
-Jest dobrze – odpowiedziała, po czym wtuliła się we mnie. Złość od razu spadła. Nie wiem, jak wadera to zrobiła, ale od razu się uspokoiłem przy niej.
-Widziałaś to wszystko. Nie boisz się mnie? – zapytałem drżącym głosem.
<Anielka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz