wtorek, 9 sierpnia 2016

Od Slasha do Anielki

Bawiłem się z Anielka jak szczeniak. Poczułem jakbym miał zaledwie kilka miesięcy. Nagle wadera krzyknęła. Zapytałem co się stało, a ona tylko spojrzała w dół. Pod wodą pływał wąż. Zanurkowałem, aby upewnić się czy to na pewno Arak. Nie pomyliłem się. Pokręciłem łbem, złapałem rybę w pysk i wypłynąłem na powierzchnię. Wręczyłem ją waderze.
-Dzięki. Co to było? - zapytała.
-Arak - westchnąłem. Po dwóch godzinach wyszliśmy z wody i udaliśmy się na polowanie. Nie zajęło nam to zbyt wiele czasu, bo po 15 minutach jedliśmy już jelenia.
- Może teraz ja Ci coś pokaże - powiedziałem, a Anielka przytaknęła.
-Miałaś okazje kiedyś latać? - zapytałem.
-Nie przypominam sobie - odpowiedziała.
-To będziesz miała okazje - powiedziałem i wyszczerzyłem się, ale chyba nie wyglądało to jak uśmiech. Rozłożyłem skrzydła, złapałem Anielkę w najmniej bolesnym miejscu, czyli za skórę w okolicach karku i wystartowałem w niebo. Jednak nie była taka ciężka jak myślałem.
"Boli?"
-Nie - odpowiedziała. Jak dobrze, że mogę innym gadać w umysłach. Wzleciałem jeszcze wyżej i zrobiłem kółeczko nad watahą. Wylądowaliśmy w lesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz