sobota, 13 sierpnia 2016

Od Orhany do Minx

Zachichotałam cicho i wstałam lekko jak zawsze by po chwili unieść Minx za pomocą delikatnej letniej bryzy.
 - Znam pewne miejsce gdzie często dziki rozgrzebują ziemie w poszukiwaniu pożywienia - odezwałam się rozglądając się powierzchownie po terenie i spojrzałam pytająco na waderę - Chyba, że wolisz coś innego?
 - Jestem tak głodna, że zjem chyba wszystko - odparła patrząc w dół z ciekawością
Skinęłam głową z lekkim uśmiechem. Ruszyłam w głąb lasu w poszukiwaniu zdobyczy. Obejrzałam się jeszcze raz na lewitującą przy mojej łopatce małą wilczyce. Nie chciałam by teraz chodziła, a brak sprzeciwu z jej strony sprawił, że stałam się jeszcze bardziej utwierdzona w swej decyzji i postępowaniu. Siła nie była moją mocną stroną dlatego wybrałam użycie lewitacji i odpuściłam sobie niesienie jej na grzbiecie. Ach, czasem żałuje, że jestem taka delikatna i cherlawa. 
 - Nie będziesz zła jeżeli sama zapoluje? - spytałam, dobrze wiedząc, że często szczeniaki lubują się w łowach z uwagi na ich dynamikę i możliwość na swego rodzaju przygody
Waderka lekko zmarszczyła swój nosek, co mnie nieco rozczuliło, ale po chwili zmieniła postawę i pokręciła przecząco głową z lekkim uśmiechem.
 - Lubie polować, ale się nie obrażę 
Śmiech mimowolnie wydostał się z mojego pyska 
 - To dobrze, nie chciałabym byś była na mnie zdenerwowana albo niepocieszona 
Zwolniłam kroku, gdy doszedł do mnie odgłos dzików grzebiących swoimi ryjkami w ściółce leśnej oraz ich raciczek łamiących co mniejsze gałązki na ziemi. Odłożyłam małą na ziemie i przykucnęłam na czterech łapach obserwując te włochate stworzonka. 
 - Weźmiemy największego? - spytała Minx podczołgując się cicho do mnie
 - Nie wydaje mi się. Największy to prawdopodobnie przewodniczka, a nie chcemy jej zabić by stado się rozpadło - puściłam do niej perskie oko z przyjaznym uśmiechem i wróciłam do obserwacji. 
Warchlaki były już duże, więc z jednej strony są już silniejsze, ale też nie tak dobrze ochraniane przez matkę. Brak doświadczenia co młodszych czasem sprawia, że oddalają się nieco od reszty wiedzione głodem. Czekałam właśnie na coś takiego. Nie byłam biegaczem długodystansowym i nie byłam w stanie gonić długo za ofiarą, dlatego musiałam wybrać ten jeden idealny moment. Westchnęłam spoglądając na waderke by sprawdzić czy nie jest zniecierpliwiona, ale ona tylko czujnie obserwowała dziki. Tak jak podejrzewałam parę młodszych osobników nieco się oddaliło, ale los tak chciała, że nie robiły tego samotnie ale po 2-3 dziki. Wzięłam ostatni głębszy oddech i momentalnie poderwałam się do biegu rzucając się na najbliższego zwierza łapiąc go za kark. Polowanie na te stworzenia było o tyle skomplikowane, że reszta stada często rzucała się do walki, tym razem nie było inaczej. Odgłos miażdżonych kręgów w karku osobnika w moim pysku bynajmniej nie zniechęcił reszty.
 - Tełast jes ój - powiedziałam niewyraźnie i silnym powiewem wiatru zbiłam kilka mniej stabilnych dzików z nóg, by po chwili wszystkie przegonić w kilku mocnych uderzeniach powietrza o ziemie, które sprawił, że liście ze ściółki zaczęły lecieć w górę. 
Zadowolona z efektu i nieco przytłoczona ciężarem zdobyczy powróciłam do małej. Miałam tylko nadzieje, że dzik nie będzie zbyt gruboskórny i ciężko do zjedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz