-
Znam pewne miejsce gdzie często dziki rozgrzebują ziemie w poszukiwaniu
pożywienia - odezwałam się rozglądając się powierzchownie po terenie i
spojrzałam pytająco na waderę - Chyba, że wolisz coś innego?
- Jestem tak głodna, że zjem chyba wszystko - odparła patrząc w dół z ciekawością
Skinęłam
głową z lekkim uśmiechem. Ruszyłam w głąb lasu w poszukiwaniu zdobyczy.
Obejrzałam się jeszcze raz na lewitującą przy mojej łopatce małą
wilczyce. Nie chciałam by teraz chodziła, a brak sprzeciwu z jej strony
sprawił, że stałam się jeszcze bardziej utwierdzona w swej decyzji i
postępowaniu. Siła nie była moją mocną stroną dlatego wybrałam użycie
lewitacji i odpuściłam sobie niesienie jej na grzbiecie. Ach, czasem
żałuje, że jestem taka delikatna i cherlawa.
- Nie będziesz
zła jeżeli sama zapoluje? - spytałam, dobrze wiedząc, że często
szczeniaki lubują się w łowach z uwagi na ich dynamikę i możliwość na
swego rodzaju przygody
Waderka lekko zmarszczyła swój nosek,
co mnie nieco rozczuliło, ale po chwili zmieniła postawę i pokręciła
przecząco głową z lekkim uśmiechem.
- Lubie polować, ale się nie obrażę
Śmiech mimowolnie wydostał się z mojego pyska
- To dobrze, nie chciałabym byś była na mnie zdenerwowana albo niepocieszona
Zwolniłam
kroku, gdy doszedł do mnie odgłos dzików grzebiących swoimi ryjkami w
ściółce leśnej oraz ich raciczek łamiących co mniejsze gałązki na ziemi.
Odłożyłam małą na ziemie i przykucnęłam na czterech łapach obserwując
te włochate stworzonka.
- Weźmiemy największego? - spytała Minx podczołgując się cicho do mnie
-
Nie wydaje mi się. Największy to prawdopodobnie przewodniczka, a nie
chcemy jej zabić by stado się rozpadło - puściłam do niej perskie oko z
przyjaznym uśmiechem i wróciłam do obserwacji.
Warchlaki były
już duże, więc z jednej strony są już silniejsze, ale też nie tak
dobrze ochraniane przez matkę. Brak doświadczenia co młodszych czasem
sprawia, że oddalają się nieco od reszty wiedzione głodem. Czekałam
właśnie na coś takiego. Nie byłam biegaczem długodystansowym i nie byłam
w stanie gonić długo za ofiarą, dlatego musiałam wybrać ten jeden
idealny moment. Westchnęłam spoglądając na waderke by sprawdzić czy nie
jest zniecierpliwiona, ale ona tylko czujnie obserwowała dziki. Tak jak
podejrzewałam parę młodszych osobników nieco się oddaliło, ale los tak
chciała, że nie robiły tego samotnie ale po 2-3 dziki. Wzięłam ostatni
głębszy oddech i momentalnie poderwałam się do biegu rzucając się na
najbliższego zwierza łapiąc go za kark. Polowanie na te stworzenia było o
tyle skomplikowane, że reszta stada często rzucała się do walki, tym
razem nie było inaczej. Odgłos miażdżonych kręgów w karku osobnika w
moim pysku bynajmniej nie zniechęcił reszty.
- Tełast jes ój -
powiedziałam niewyraźnie i silnym powiewem wiatru zbiłam kilka mniej
stabilnych dzików z nóg, by po chwili wszystkie przegonić w kilku
mocnych uderzeniach powietrza o ziemie, które sprawił, że liście ze
ściółki zaczęły lecieć w górę.
Zadowolona z efektu i nieco
przytłoczona ciężarem zdobyczy powróciłam do małej. Miałam tylko
nadzieje, że dzik nie będzie zbyt gruboskórny i ciężko do zjedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz