Razem doszliśmy do Alf. Oak zostawił mnie i sam rozmawiał o
czymś przyciszonym głosem z przywódcami. Po jego monologu wszyscy patrzyli w
moją stronę, ich miny były dość dziwne, przez co poczułam się tak jakby nie
najlepszym pomysłem było przyjście tutaj. Skinęli na mnie i już po chwili
stałam przed dziwnie wyglądającą księgą, któreś z nich położyło moją łapę na
niej i… lawina obrazów zalała mnie, nie potrafiłam skupić się na żadnej ze
scen. Przerażona ilością krwi i uczuciem cierpienia oderwałam łapy wyrywając
się. Następne co pamiętam to, to że biegłam wciąż przed siebie nie widząc nic.
Łzy toczyły się po moich policzkach. Wiedziałam, że jestem częścią tego stada
już od dawna. Wiedziałam, jak wiele
znaczy dla mnie Oak i wiedziałam, znacznie więcej niż chciałam o mnie samej.
Nie potrafiłam pogodzić się z tym wszystkim.
Czyjeś łapy objęły mnie i razem z wilkiem upadliśmy na
miękką trawę.
-Ogłuchłaś Maleństwo!? Przecież mogłeś się tu utopić- obcy
wilk krzyczał wprost w moje ucho.
Przetarłam łapką oczy i zdawało się mi że widzę promienie
słońca, jakby przede mną płonęło ognisko
ocieplając moje skostniałe członki. Wadera miał długie furto przypominające płomienie.
Spokojne i życzliwe spojrzenie pochłonęło
mnie całkowicie. Po chwili znów zalałam się łzami wtulając się w futro wadery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz