-Liv! Liv, żyjesz? Ej ocknij się.- Zacząłem ją szturchać.-
Otwórz oczy!- Bez rezultatów. Mijały kolejne ułamki sekund. Nastała cisza,
czułem jak moje serce mocno dudni.
-No i masz za swoje.- Wadera otworzyła oczy i prychnęła
śmiechem.
-Liv!
-Co już chciałeś zgrywać bohatera?- Po woli podniosła się z
ziemi.
-Nie, po prostu chciałem, żebym nie musiał cię odnosić
martwej. A ty? Żarty sobie stroisz.- Przewróciłem oczami.
-Oj już dobrze.- Uśmiechnęła się.
-Urwali by mi głowę, jakby okazało się, że to z mojej winy
byś…
-Nie żyła?- Po moim zawahaniu, weszła mi w słowo.
-Tak.-Kiwnąłem głową.
Zrobiłem parę kroków i położyłem się w bardziej suchym
miejscu, gdzie słońce pewnie wyciągało swe promienie, by się wysuszyć. Skinąłem
do Liv, a ona siadła nieopodal mnie. Wyciągnęła głowę ku słońcu i przymknęła
oczy. W uszach zadźwięczał szum prądu rzeki oraz wiatru, który lekko poruszał
zielone liście. Gdzieniegdzie rozbrzmiewał melodyjny śpiew i pogwizdywanie
ptaków. Z jednego miejsca usłyszałem dźwięk, który niezbyt ułożył się w
kompozycję.
-Głodna?-Otworzyłem szerzej oczy.- Z resztą, nie muszę
pytać, słyszę.
-Odrobinę.- Dotarła jednak do mnie odpowiedź.
-No to idziemy na niewielkie łowy.- Wstałem i przeciągnąłem
się.- Co preferujesz ze zwierzyny?
<Liv?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz