-Gambo, poczekaj- szeptałam, co chwila potykając się o coś. Królik przystanął. Kiedy udało się mi w końcu dotrzeć do niego, strach uwięził mi oddech w krtani. Staliśmy na pagórku uformowanym z kości, do części z nich nadal przytwierdzone były ochłapy skóry i mięśni. Odważyłam się wziąć haust powietrza i szybko tego pożałowałam. Eter wypełniał słodkawo, siarkowo, metaliczny odór śmierci i rozkładu. Przerażona i zdezorientowana spojrzałam na towarzysza. Jego do niedawna ciepłe i przejrzyste oczy, stały się matowe i nic nie widzące, niczym u niedawno zabitej zdobyczy. Powoli zaczęłam się wycofywać. Coś za mną łamało swoim ciężarem kości z których uformowany był kopiec, zbliżając się do mnie. Nie potrafiłam zmusić mięśni do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Ze szczenięcą naiwnością zacisnęłam więc powieki. Naiwność ta kazała mi wierzyć w to- że jeśli ja kogoś nie widzę, to i ten ktoś mnie nie dostrzeże.
-"otwórz oczy Podróżująca i patrz uważnie"- głos zmęczonego starca szeptał mi w głowie. Posłusznie i już mniej lękliwie spojrzałam przed siebie. Duży wilkołako podobny stwór niósł w potężnym cielsku tysiące par oczu poruszających się niezależnie.
Stwór minął mnie nieśpiesznie, tak jakby mnie tu nie było, spowity w tumany żrącego dymu. Królik stał posłusznie w miejscu patrząc na mnie niewidzącymi nic oczyma. Wszystko przesiąknięte odorem rozkładu... powietrze, ja i moje myśli, plączące się w tej poklatkowo mijającej rzeczywistości. Łapa pulsowała, czułam jak skronie ściskają mi się z wysiłku, za perliło się mi ciało od zimnego potu. Gotowałam się od środka i szczypały mnie oczy. Duszno mi- powietrza! - oczy paliły przepalając obraz niczym niszczona w ogniu klisza. Sykliwy głos wypowiadał hasło, Bramy zabulgotały i zadudniły z wysiłkiem otwierając swe wrota. Brakło mi powietrza, wciągniętego przez przestrzeń wewnątrz wrót, dusiłam się czując zapadające się płuca. Z głośnym sykiem na nowo odtwarzałam całą scenę, sekunda po sekundzie, tak jakbym chciała wyryć ją sobie w pamięci. Odpływałam, leżąc w drgawkach pośród morza kości i mięsa, z pijaną na pysku, wpatrzona w na nowo świadome oczy Gambo. Królik strachliwie podszedł do mnie, z wyraźną troską rysującą się na jego maleńkim pyszczku. Przymknęłam powieki kiedy wtulił łepek w moje futro. Od razu wciągnęłam powietrze z głośnym sykiem i zakrztusiłam się. Hana zerwała się z miejsca koło mnie i zaczęła mnie uspokajać, szeptając, czasem przerażona coś krzycząc. Nie potrafiłam efektywnie oddychać, dusiłam się więc co chwila, tocząc pianę z pyska. Dopiero po dłuższej chwili udało się wilczycy uspokoić mnie na tyle, że mój stan można było nazwać stabilnym.
-Co Ci się stało Maleńka?- pełen lęku głos łamał się z emocji i szoku.
-Byłłła...m w zaśśś.. w zaświatach. Tak się mi przynajmniej wydaję- na początku przez poranione i wyschłe gardło ciężko było mi wydobyć słowa, co chwila musiałam odkasływać, jednak wszystko wróciło do normy. Choć nie do końca-wilczyca patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma. Spoglądając kątem oka na mojego towarzysza
<Orhana>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz