Obudziłam się obolała. Wsparłam się na łapach i rozejrzałam dokoła.
Znajdowałam się w lesie,
a przez konary drzew przedzierały się promyki
popołudniowego słońca. Postanowiłam, że udam się na poszukiwanie czegoś,
co mogłoby nawilżyć moje suche gardło. Przedzierałam się przez gąszcz
lasu. Mijałam paprocie, omiotłam wzrokiem bluszcz, pnący się w górę
jednego z pni. Nadchodząca wadera obdarzyła mnie uśmiechem, który
odwzajemniłam. Po dłuższej chwili wędrówki, natknęłam się na rzekę o
wdzięcznej nazwie Lupus, jak się późniejszymi czasy dowiedziałam.
Nachyliłam się, gdzie zobaczyłam swoje odbicie: posklejane futro, rana
pod okiem. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Ponieważ nie znałam
tutejszej rzeki ani jej prądów, nie zdecydowałam się na kąpiel.
Zamoczyłam tylko łapy, jako że na dworzu było parno i duszno. Zaczęłam
łapczywie chłeptać wodę, by zaspokoić pragnienie. Musiałam znaleźć jaką
kryjówkę, by przenocować, ponieważ zaczęło się już nieco ściemniać.
Samotna wędrówka po lesie w nieznanej watasze, szczególnie nocą, na
pewno nie byłaby bezpieczna. Wróciłam się po moje przedmioty: miskę,
lalkę oraz talizman, a następnie rozpoczęłam poszukiwania jaskini.
Znalazłam ciasny kąt. Odłożyłam swoje rzeczy i ułożyłam się w rogu, na zimnej ziemi. Usnęłam szybko. Dziś znowu dręczyły mnie koszmary.
Znalazłam ciasny kąt. Odłożyłam swoje rzeczy i ułożyłam się w rogu, na zimnej ziemi. Usnęłam szybko. Dziś znowu dręczyły mnie koszmary.
Nazajutrz kolejny raz miał nastać nowy dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz