Po naszej kolacji pozostały tylko pióra. Niedźwiedź zabrał
naszą zdobycz, a nie miałam ochoty na kolejne polowanie po niedawnych
przeżyciach. Właśnie rozglądam się za jakimiś korzonkami, czy jagodami kiedy
słyszę za sobą hałas. Stoję jak skamieniała i patrzę z niedowierzaniem na
wyczyny towarzysza. Śnieg leci miękkim puszkiem we wszystkie strony podbijany
do góry przez zwinne ciało basiora. Na chwile braknie mi tchu. Widok jest tak
piękny, czysty i niewinny, że wyrył się na trwałe
w mojej głowie. Serce bije mi
mocniej choć wiem że nie powinnam zakochiwać się już nigdy więcej w żadnym
wilku...jednak nie wiem jak wytłumaczyć to mojemu głupiemu sercu.
-idziesz?- lekki uśmiech na pysku Oak Dusta przegania z
mojej głowy wszelkie myśli. Pragnę stać się częścią tego śnieżnego krajobrazu
wraz z Nim. Jeszcze przez ułamek sekundy waham się, ale zaraz stęsknione ruchu
ciało gna niczym petarda wprost w zaspę tuż obok basiora. Śnieg uderza lekko w bok Dusta dając mu sygnał do zabawy.
Tarzamy się w śniegu, skaczemy i sypiemy się nim nawzajem robiąc przy tym
mnóstwo hałasu. Brzuch i gardło bolą mnie od radosnego piszczenia i chichotu.
Nawet głos basiora jest lekko zachrypły od głośnego śmiechu.
-Tego mi było trzeba- myślę zdyszana i miło zmęczona.
Położyłam pysk na łapach opierając się o bok Dusta.
-Dobrze mi z Tobą- wyrwa mi się z gardła zanim zdążyłam
pomyśleć.
(Oak Dust…? ☺ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz