Wokół mnie zamknęła się ciemność nocy. Nawet księżyc skrył
się za grubymi chmurami, chowając przede mną swoje jasne oblicze. Krążę, niepewnie
stawiając każdy krok. Mam wrażenie jakbym kręciła się w kółko. Jedyną pewną
rzeczą przede mną jest mój oddech, zostawiający ślad
w lodowatym powietrzu.
Coraz mniej jestem pewna obranego przeze mnie kierunku. Na domiar złego nie
pomaga mi w skupieniu się, wrażenie jakby ktoś obserwował mnie z ukrycia,
podążając moim śladem.
-To jest na pewno dobra droga- podejmuje w końcu decyzje i
kieruje łapy w stronę jaskini. Nagły odgłos łamanej gałązki przechodzi ciarkami
po moim karku. Dochodzi do mnie, że już prawie biegnę przed siebie nie dbając o
ostrożność. Głośne bicie mojego serca zagłusza mi wszystkie odgłosy nocy, poza
coraz wyraźniejszymi odgłosami kroków tuż za mną. Sama nie jestem do końca
pewna czy to nie echo moich własnych łap. Jestem skrajnie przerażona, co
dobitnie uświadamia mi mój urywany oddech. Niepewnie zerkam co chwila za
siebie, próbując przebić się wzrokiem przez mrok nocy
w poszukiwaniu mojego
dręczyciela. Gnana dobrze mi znanym z wcześniejszych doświadczeń uczuciem lęku,
zaczynam biec przed siebie, nie bacząc na zachowanie ciszy. Mam pełną
świadomość, że w tej dziwnej pogoni to ja tym razem jestem smakowitym kąskiem.
Instynkt myśliwego został całkowicie wyparty przez mój lęk. Przez chwilę
współczułam moim wcześniejszym ofiarą, doświadczając takiego samego jak one
uczucia zbliżającego się niebezpieczeństwa. W głowie słyszę ich przerażone
głosy, tak bardzo zbliżone do moich myśli. Czuje, że już nie panuję nad sobą,
stając się przemierzającą noc rozpędzoną kulą strachu. Ostry ból w prawej łapie
studzi mnie na moment, przywracając na chwilę świadomość. Odwracam się, choć
coś mówi mi, że wcale nie chcę wiedzieć kto, lub co mnie goni. Rozkojarzona i
zdezorientowana uderzam barkiem i tyłem głowy w twardy mur. Zauważam jeszcze że
kamienista droga za mną pokryta jest ciemniejszymi plamami mojej krwi. Jestem
zszokowana jej sporą ilością i napływem nagłego uczucia osłabienia.
Chyba straciłam przytomność, dociera do mnie po chwili.
Budzie się otoczona, przez prawie całkowitą ciemność. Nadal walczę z uczuciem
przerażenia, ściskającego mocno moje gardło. Gdy za moich pleców dobiega mnie
czyjś cichy głos.
-jesteś tu…??- cała podskoczyłam, jakby ktoś wylał na mnie
kubeł zimnej wody. Wiem, że nie ma już sensu udawać że mnie tu niema i próbować
schować się w otaczającym mnie mroku.
-Tak.k..k..k, tak…- mój głos, tak jak i całe moje ciało-
drży tak mocno, że sama bym go nie rozpoznała.
Kulę się w oczekiwaniu na jakiś niespodziewany atak,
niezdolna do zmuszenia się do czegokolwiek innego.
-Czy wszystko jest w porządku?- przez huczenie w uszach
przedarł się do mnie głos Dusta.
Jeśli ktoś spytał by mnie o dźwięk jaki byłby w stanie- w
tej właśnie chwili, napełnić moje zlęknione serce odrobiną potrzebnego mi
światła. To z całą stanowczością odpowiedziała bym, że tym dźwiękiem jest
ton głosu tego właśnie basiora. Który stał de facto kilka kroków ode
mnie.
-więc to wszystko to tylko jakiś koszmarny sen- uśmiecham
się, uchwyciwszy się tej myśli. Otrząsnąwszy się z resztek majaczeń, próbuje
wstać i podejść bliżej zaniepokojonego wilka. Przystaje jednak w pół kroku,
zmuszona do tego przez nagły ból w prawej łapie. Zaskoczona badam ją i na
koniuszku języka czuje ostry metaliczny posmak. Uderza we mnie wspomnienie
koszmaru w którym zraniłam sobie właśnie tą łapę. Ciarki przechodzą mi o
grzbiecie. Kuśtykam szybko bliżej Dusta chcąc poczuć ciepło bijące z jego
ciała.
-nic mi nie jest- próbuje go uspokoić -oprócz małej rany na
łapie. Musiałam się jej nabawić jak wpadliśmy do tego dziwnego pomieszczenia-
Nie wiem czy nie próbuje tym zdaniem przekonać jego czy samą siebie.
-chodźmy stąd lepiej i w końcu coś zjedzmy- jakby w
odpowiedzi na moje słowa z brzucha wydobywa się mi głośne burczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz