- Odpłynęła - mruknąłem, patrząc na wilczycę z niedowierzaniem.
Szturchnąłem ją łapą, ale wadera nawet nie drgnęła. Postanowiłem
zostawić ją w spokoju. Wyjrzałem na zewnątrz. Duch gór odszedł, burza
ucichła.
Przyjrzałem się uważniej, z podziwem, ledwie tlącym się już świętym
płomieniom bariery. Gdybym zdecydował się wcześniej zaczepić wilczycę
pewnie zostałaby po mnie jedynie kupka popiołu wobec tego bajeru.
Zdecydowanie, to było coś. Z pewnością nowo poznana nie jest kimś kogo
należy nie doceniać... Otarłem pysk. Ale to obślinianie się mogła
zatrzymać dla siebie...
Długo siedziałem u wylotu jaskini przyglądając się w zamyśleniu płatkom śniegu wirujących w posępnym tańcu ciszy i milczenia.
Cisza jest muzyką w której słychać ciszę...
Eh, chyba na starość zacząłem tracić zmysły takie głupoty wymyślam.
Usłyszałem szmer za sobą. Odwróciłem się i szturchnąłem budzącą się do życia... Minx... Czy jak jej tam było...
- Wstawaj kozo! Już lepiej? - Spojrzałem na nią z góry. Podniosła zamglony wzrok, jednak odparła pewnym siebie głosem:
- Kozo? Zdawało mi się że jeszcze przed chwilą byłam szanowną panienką
- Przed chwilą? Toż chyba rzeczywiście masz racje, żadna z ciebie koza tylko śpiąca królewna!
Wilczyca przewróciła oczami widocznie chcąc ukryć rozbawienie.
- No nic to. Radzę Waszej Wysokości ruszyć swój szlachetny zad, zanim
znowu zaśniesz. A poza tym - wskazałem pyskiem wyjście z groty - możemy
iść dalej
Wadera posłała mi kolejne zniecierpliwione spojrzenie zupełnie jakby mówiła "weź już skończ", jednak podążyła za mną.
Brnęliśmy przez hałdy śniegu w milczeniu, wymieniając jedynie co jakiś czas krótkie zdania.
W końcu stanęliśmy u wylotu przełęczy. Pod nami rozpościerał się niesamowity widok.
Śnieg skrzył się w promieniach słońca, przykrywał białymi czapami drzewa i otulał zbocza gór.
- Stój - mruknąłem. Minx spojrzała na mnie pytająco - czujesz? - zapytałem.
Wilczyca pociągnęła nosem, wciągając mroźne powietrze.
- Tereny obcej watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz