sobota, 12 marca 2016

Od Rosalie c.d. Ksejma, Diany



Diana zerwała się ze swojego dotychczasowego miejsca i usiłowała się przedrzeć do części, w której leżał Ksame. Siedziałam pod ścianą i czułam się jakbym zjadła garść wilczych jagód.  Silver 
z Magnolią przekonywali waderę by pozostała na swoim miejscu, potem przyszedł Denis, spojrzał na wszystkich badawczo, a później przemkną do mojej spiżarki.  Nie ma jak kochany braciszek opróżniający ci spiżarkę z najlepszych dzikich indyków. Udałam, że go nie widziałam.  Wszystko dookoła było jednym wielkim wirem, byłam wyczerpana oddaniem takiej ilości energii. Jednak to nie był koniec.
Przez ciało Ksejma zaczęły przechodzić dreszcze i po jaskini rozległo się przeraźliwy wycie. Trochę chwiejnym krokiem zerwałam się na proste łapy i jednym susem byłam już przy nim.  Przez wycie przebijał się spanikowany głos Diany.
-Silver, chodź tu! Pogorszenie stanu.  Trzymaj go, żeby sobie krzywdy nie zrobił.- Szybko dostałam się przed półki i z jednej z nich ściągnęłam skrzynkę ze strzykawkami wypełnionymi substancjami leczniczymi na wyrównanie stanu basiora. Wzięłam jedną i wróciłam do Ksejma.  Krzyk Diany nie ustawał.
-  Daj jej środek uspakajająco- nasenny!- Krzyknęłam do Magnolii.  Sięgnęłam po łapę basiora, by wbić igłę, ale nie mogłam bo za bardzo się rzucał. Spojrzałam na Silvera, a on patrzył na strzykawkę 
i było widać jak mu się uginają nogi.-   Cholera jasna! Proszę,  jeszcze tylko nie to. Mięczak.-Powiedziałam pod nosem.- Denis! Wyprowadź go i wracaj tu.
Wreszcie po kilku sekundach mogłam podać lek Ksejmowi i jego wycie ucichło, lecz ciało było jeszcze trochę przeszywane dreszczami. Z gardła basiora zaczął wydobywać się jakiś bełkot, z którego próbowałam zrozumieć coś. Pochyliłam się bliżej i po woli wyłapywałam słowa.
-Umarłem, umarłem… zabił nas, on wszystkich zabije… widzę szkarłatny płyn, umarłem.
-Jaki płyn? Ksame, słyszysz mnie? Żyjesz, nie dam ci umrzeć.
-Umieram, szkarłatny płyn zalewa mózg, tonę, umieram.
-Nie damy ci umrzeć, przynajmniej nie ja. Przebudź się, uspokój się.- Poklepałam go po pysku.
-Rosalie biciem nie poprawisz mu wzroku.- Zaśmiał się Denis.- Proponuję wilcze jagody, połączone 
z mocnym kopniakiem w cztery litery, ze szczyptą gazu…
-Do śmiechu ci? Zaraz to ja ci zasadzę nie powiem gdzie, wyjdź stąd!-Przewróciłam oczami.
-Konieeec. Mazy, idą po mnie.- Skończył się bełkot i ustały dreszcze. Zapadła cisza. Głucha cisza, bijąca po uszach. W ciszy zabrakło stukotu.
-Zatrzymanie akcji serca.- Denisowi zszedł uśmiech z twarzy.
Przyłożyłam łapy do miejsca, gdzie znajduje się serce i użyłam błękitnej mocy. Przez ciało chorego przechodziły drobne drżenia.  Wzmacniałam siłę uderzenia mocy, lecz serce nadal było cicho.
-Daj mi tę zieloną fiolkę.- Wskazałam na buteleczkę stojąca na skale.
Zawartość wlałam do pyska basiora i podziałałam mocą. Ciszę przeciął głuchy stukot wyrywający się z piersi Ksejma.
-Sytuacja opanowana- Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Na jak długo?- Za moimi plecami odezwał się Silver.- Jak długo będzie w przenośni żył? Może w końcu nie uda się opanować sytuacji? Jak on umrze…
-Nie umrze. Nie dam mu umrzeć, rozumiesz?
-Ile chcesz trzymać nas w nadziei, że on ożyje. Jest prawie martwy.
-Przestań tak mówić! Zdrowieje, daj mu trochę czasu. Nie wiesz co czuł.
-A ty wiesz?
-Wiem, czułam jego myśli. W końcu się przebudzi i powie tobie cześć.
-Jak mnie pozna. Ten, który go porwał może zrobił mu pranie mózgu.
-Mówiłeś, że jest dla ciebie jak syn, to walcz o niego,  nie rezygnuj. Łączą was silne więzy, tego się nie zapomina. Daj mu trochę czasu.
-Jasne, czas.- odwrócił się plecami i siadł pod ścianą. Serce się łamało, gdy widziałam w jak fatalnym jest stanie. Zapadła cisza. Natłok myśli Silvera huczał mi w głowie, były takie oschłe i załamane, że miałam ochotę dorwać tego gnojka, który doprowadził do tej sytuacji. Nie chciałam teraz myśleć pesymistycznie, bo nie wiem czy w owej sytuacji byłoby to wskazane. Właściwie co by było gdyby Ksame umarł, co z Dianą, co z Silverem? Nie, nie dam mu umrzeć. On wyzdrowieje.
Pomiędzy bitwą mych myśli rozbrzmiewał świst głębokiego oddechu śpiącego basiora.
<Ksame, Diana>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz