Diana zerwała się ze swojego dotychczasowego miejsca i
usiłowała się przedrzeć do części, w której leżał Ksame. Siedziałam pod ścianą
i czułam się jakbym zjadła garść wilczych jagód. Silver
z Magnolią przekonywali waderę by
pozostała na swoim miejscu, potem przyszedł Denis, spojrzał na wszystkich
badawczo, a później przemkną do mojej spiżarki.
Nie ma jak kochany braciszek opróżniający ci spiżarkę z najlepszych
dzikich indyków. Udałam, że go nie widziałam. Wszystko dookoła było jednym wielkim wirem, byłam
wyczerpana oddaniem takiej ilości energii. Jednak to nie był koniec.
Przez ciało Ksejma zaczęły przechodzić dreszcze i po jaskini
rozległo się przeraźliwy wycie. Trochę chwiejnym krokiem zerwałam się na proste
łapy i jednym susem byłam już przy nim. Przez wycie przebijał się spanikowany głos
Diany.
-Silver, chodź tu! Pogorszenie stanu. Trzymaj go, żeby sobie krzywdy nie zrobił.-
Szybko dostałam się przed półki i z jednej z nich ściągnęłam skrzynkę ze
strzykawkami wypełnionymi substancjami leczniczymi na wyrównanie stanu basiora.
Wzięłam jedną i wróciłam do Ksejma. Krzyk
Diany nie ustawał.
- Daj jej środek
uspakajająco- nasenny!- Krzyknęłam do Magnolii. Sięgnęłam po łapę basiora, by wbić igłę, ale
nie mogłam bo za bardzo się rzucał. Spojrzałam na Silvera, a on patrzył na
strzykawkę
i było widać jak mu się uginają nogi.- Cholera jasna! Proszę,
jeszcze tylko nie to. Mięczak.-Powiedziałam pod nosem.- Denis! Wyprowadź
go i wracaj tu.
Wreszcie po kilku sekundach mogłam podać lek Ksejmowi i jego
wycie ucichło, lecz ciało było jeszcze trochę przeszywane dreszczami. Z gardła
basiora zaczął wydobywać się jakiś bełkot, z którego próbowałam zrozumieć coś.
Pochyliłam się bliżej i po woli wyłapywałam słowa.
-Umarłem, umarłem… zabił nas, on wszystkich zabije… widzę
szkarłatny płyn, umarłem.
-Jaki płyn? Ksame, słyszysz mnie? Żyjesz, nie dam ci umrzeć.
-Umieram, szkarłatny płyn zalewa mózg, tonę, umieram.
-Nie damy ci umrzeć, przynajmniej nie ja. Przebudź się,
uspokój się.- Poklepałam go po pysku.
-Rosalie biciem nie poprawisz mu wzroku.- Zaśmiał się
Denis.- Proponuję wilcze jagody, połączone
z mocnym kopniakiem w cztery litery,
ze szczyptą gazu…
-Do śmiechu ci? Zaraz to ja ci zasadzę nie powiem gdzie,
wyjdź stąd!-Przewróciłam oczami.
-Konieeec. Mazy, idą po mnie.- Skończył się bełkot i ustały
dreszcze. Zapadła cisza. Głucha cisza, bijąca po uszach. W ciszy zabrakło
stukotu.
-Zatrzymanie akcji serca.- Denisowi zszedł uśmiech z twarzy.
Przyłożyłam łapy do miejsca, gdzie znajduje się serce i
użyłam błękitnej mocy. Przez ciało chorego przechodziły drobne drżenia. Wzmacniałam siłę uderzenia mocy, lecz serce
nadal było cicho.
-Daj mi tę zieloną fiolkę.- Wskazałam na buteleczkę stojąca
na skale.
Zawartość wlałam do pyska basiora i podziałałam mocą. Ciszę
przeciął głuchy stukot wyrywający się z piersi Ksejma.
-Sytuacja opanowana- Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Na jak długo?- Za moimi plecami odezwał się Silver.- Jak
długo będzie w przenośni żył? Może w końcu nie uda się opanować sytuacji? Jak
on umrze…
-Nie umrze. Nie dam mu umrzeć, rozumiesz?
-Ile chcesz trzymać nas w nadziei, że on ożyje. Jest prawie
martwy.
-Przestań tak mówić! Zdrowieje, daj mu trochę czasu. Nie
wiesz co czuł.
-A ty wiesz?
-Wiem, czułam jego myśli. W końcu się przebudzi i powie
tobie cześć.
-Jak mnie pozna. Ten, który go porwał może zrobił mu pranie
mózgu.
-Mówiłeś, że jest dla ciebie jak syn, to walcz o niego, nie rezygnuj. Łączą was silne więzy, tego się
nie zapomina. Daj mu trochę czasu.
-Jasne, czas.- odwrócił się plecami i siadł pod ścianą.
Serce się łamało, gdy widziałam w jak fatalnym jest stanie. Zapadła cisza.
Natłok myśli Silvera huczał mi w głowie, były takie oschłe i załamane, że
miałam ochotę dorwać tego gnojka, który doprowadził do tej sytuacji. Nie
chciałam teraz myśleć pesymistycznie, bo nie wiem czy w owej sytuacji byłoby to
wskazane. Właściwie co by było gdyby Ksame umarł, co z Dianą, co z Silverem?
Nie, nie dam mu umrzeć. On wyzdrowieje.
Pomiędzy bitwą mych myśli rozbrzmiewał świst głębokiego
oddechu śpiącego basiora.
<Ksame, Diana>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz