-Nie wyglądasz na sanitariuszkę. -basior się skrzywił.
-Może i nie, ale potrafię opatrzyć ranę, nie wierć się! -skarciłam go i posłałam karcące spojrzenie. -Twoje łapy nie wyglądają najlepiej. - zabandażowałam i odkaziłam jego rany.
-A ci co się stało, że masz łapy w bandażach?
-Nic, to mój ekwipunek, jestem wilkiem bojowym.
-Ahh, mogę wiedzieć jak moja wybawczyni się zwie? -zapytał sielskim głosem.
-Touka. -syknęłam cicho. -Dobra musimy stąd spadać, o ile chcesz przeżyć, ruszaj.
Pobiegłam do lasu, słyszałam za sobą dreptanie basiora.
-Szybciej!
-Przecież jestem ranny!
-Yhh. -zatrzymałam się. -Całe szczęście, że w armii nie ma takich wilków jak Ty.
-Czyli jakich? -zapytał.
-Nieogarniętych i gapowatych. - basior prychnął.
-Dla twojej wiadomości to..-urwał, gdyż las zaczął płonąć.
-Szybko tędy!
Pobiegłam do wejścia lasu, gdy wybiegłam mocno kaszlałam, lecz co najgorsze nie widziałam basiora. Przełknęłam ślinę i wbiegłam do płonącego lasu. Kłęby dymu szczypały w oczy, czułam że zaraz się zaczadzę, ujrzałam parę kroków dalej leżącą postać, podbiegłam do niej okazało się, że to jakiś inny wilk. Wzięłam go przez ''ramię'' i kierowałam się ku wyjściu, lecz z każdym krokiem słabłam. Parę metrów przed wyjściem z lasu, opadałam z sił. Wtem ów wilk zabrał rannego z mych barków i wyprowadził go z płonącego lasu. Co stało się dalej nie pamiętam, bo straciłam przytomność..
***
Jasność..gdy otworzyłam oczy ujrzałam białą jaskinię. Gorączkowo otarłam czoło i odetchnęłam. Po paru sekundach spostrzegłam, że miejsce w którym się znajduję to szpital. Leżałam na twardym i niewygodnym posłaniu. Do moich łap przyczepione były 2 kroplówki. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, że przy moim łóżku siedzi jakiś samiec, szczerzył się do mnie i trzymał moją łapę.
Wyrwałam swą łapę z jego uścisku i spojrzałam na niego sceptycznie. Z początku go nie pamiętałam, lecz potem skojarzyłam go, jako rannego durnia na polu bitwy.
-Touka?
-Skąd znasz moje imię i co tutaj robisz. -warknęłam.
<Viper? >
-Może i nie, ale potrafię opatrzyć ranę, nie wierć się! -skarciłam go i posłałam karcące spojrzenie. -Twoje łapy nie wyglądają najlepiej. - zabandażowałam i odkaziłam jego rany.
-A ci co się stało, że masz łapy w bandażach?
-Nic, to mój ekwipunek, jestem wilkiem bojowym.
-Ahh, mogę wiedzieć jak moja wybawczyni się zwie? -zapytał sielskim głosem.
-Touka. -syknęłam cicho. -Dobra musimy stąd spadać, o ile chcesz przeżyć, ruszaj.
Pobiegłam do lasu, słyszałam za sobą dreptanie basiora.
-Szybciej!
-Przecież jestem ranny!
-Yhh. -zatrzymałam się. -Całe szczęście, że w armii nie ma takich wilków jak Ty.
-Czyli jakich? -zapytał.
-Nieogarniętych i gapowatych. - basior prychnął.
-Dla twojej wiadomości to..-urwał, gdyż las zaczął płonąć.
-Szybko tędy!
Pobiegłam do wejścia lasu, gdy wybiegłam mocno kaszlałam, lecz co najgorsze nie widziałam basiora. Przełknęłam ślinę i wbiegłam do płonącego lasu. Kłęby dymu szczypały w oczy, czułam że zaraz się zaczadzę, ujrzałam parę kroków dalej leżącą postać, podbiegłam do niej okazało się, że to jakiś inny wilk. Wzięłam go przez ''ramię'' i kierowałam się ku wyjściu, lecz z każdym krokiem słabłam. Parę metrów przed wyjściem z lasu, opadałam z sił. Wtem ów wilk zabrał rannego z mych barków i wyprowadził go z płonącego lasu. Co stało się dalej nie pamiętam, bo straciłam przytomność..
***
Jasność..gdy otworzyłam oczy ujrzałam białą jaskinię. Gorączkowo otarłam czoło i odetchnęłam. Po paru sekundach spostrzegłam, że miejsce w którym się znajduję to szpital. Leżałam na twardym i niewygodnym posłaniu. Do moich łap przyczepione były 2 kroplówki. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, że przy moim łóżku siedzi jakiś samiec, szczerzył się do mnie i trzymał moją łapę.
Wyrwałam swą łapę z jego uścisku i spojrzałam na niego sceptycznie. Z początku go nie pamiętałam, lecz potem skojarzyłam go, jako rannego durnia na polu bitwy.
-Touka?
-Skąd znasz moje imię i co tutaj robisz. -warknęłam.
<Viper? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz