poniedziałek, 7 marca 2016

Od Si

Bóg wie czemu, stałem się zabiegany i nerwowy. Przez co za wcześnie wyskakiwałem by porwać małego jelenia, przez co dostałem kopytem jego matki w szczękę. Na szczęście nic się nie stało, ale o mały włos umarłbym na zawał gdy zauważyłem przede mną spadające zwłoki nietoperza. Był on na wpół w stanie rozkładu, a robaki dzielnie próbowały zjeść całe mięso z zwierzaka. Ominąłem truchło zwierza i szedłem dalej. Napotykałem kolejne padliny małych futerkowych zwierzątek. Przybliżając nos do jednej z padlin poczułem silny zapach, który przyprawił mnie o mdłości. Był to bardzo kwaśny i intensywny zapach niczym zapach świeżej krwi i jakieś dziwnej wydzieliny. Podążałem za tropem zapachowym aż natrafiłem na rzekę koloru rubinu. Zanurzyłem język w wodzie by sprawdzić czy jest w ogóle zdatna do picia. Szybko cofnąłem się bo woda parzyła język jak wrzątek, chociaż była zimna i zdawała się być orzeźwiająca. Zauważyłem lisa, który podchodzi do rzeki i łapczywie piję. Nagle upadł. Chyba zdechł, chodź bałem się podchodzić by nie złapać jakiegoś choróbska. Na dnie rzeki leżały czaszki i kości. Odwróciłem się i pobiegłem do swojej jaskini. Położyłem się na skórze rosomaka i zasnąłem. Koniec wrażeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz