Pierwsza noc minęła mi bez większych problemów. Dość szybko znalazłam idealne miejsce na nocleg-niewielki pagórek skalny z którego wyrastały drzewa. Największe z nich trzymało swoimi potężnymi korzeniami skały, tworząc pod nimi plątaninę kamieni i pnączy. To właśnie tu odnalazłam wejściem do jaskini z kilkoma odnogami. Byłam zdziwiona że nikt wcześniej nie zajął tego miejsca. Z niedowierzania, parę razy okrążyłam teren wokół w poszukując jakiś śladów, świadczących o tym że już ktoś obrał sobie to miejsce za legowisko. Nic takiego nie znalazłam, więc rozgościłam się. Z wylotu do jaskimi roztaczał się widok na niewielką polankę i jeziorko, całość otaczały bujnie porastające drzewa. Wiosną musiało roić się tu od kwiatów i może były jakieś niewielkie rybki w jeziorku?, które teraz odbijało od swojej zamarzniętej tafli promienie księżyca. Sprzątaniem i wystrojem zajmę się późnij-pomyślałam i ległam z uczuciem wewnętrznego samozadowolenie. Rankiem postanowiłam poszukać czegoś do zjedzenia. W tym celu udałam się znacznie dalej niż było to potrzebne aby coś upolować , w głębi duszy licząc na spotkanie kogoś z watahy. Teren obfitował w zwierzynę, upolowałam jakiegoś dużego mało rozgarniętego ptaka i zawiedziona krótkim pościgiem ruszyłam z dość ciężką zdobyczą przed siebie. Między drzewami w dolę mignęło mi coś czerwonego… zaciekawiona przystanęłam. Po chwili jednak nic się nie wydarzyło. Czyżby to jakiś czerwony ptaszek? Rozbudzona ciekawość nie dawała mi spokoju, tak samo jak nadmiar energii w łapach.
-No dalej! pokarz się! jeszcze na chwilę. Trochę cię pogonię i zostawię w spokoju ptaszyno- powtarzałam w myślach. Miałam już zdobycz na dziś, dość sporych rozmiarów, więc następna ofiara tego dnia nie była mi już potrzebna. Cierpliwie czekałam, nie chcąc zbyt wcześnie spłoszyć swojej zabawki. Widoczność utrudniały gęsto rosnące drzewa, a nie chciałam atakować na ślepo. Z wrażenia zapomniałam o mojej wcześniejszej zdobyczy, która leżała w śniegu. Wiatr wiał na lewo, niosąc zapach zwierzęcia z dala od moich nozdrzy, ale też uniemożliwiając jej wyczucie mnie. Pozostało mi siedzieć cicho.
W końcu parę metrów dalej, od miejsca w którym spostrzegłam ptaszynę zamajaczyła mi znajoma plama czerwieni. Bez chwili wahania pognałam w dół, przepełniona euforią.
W ułamku sekundy musiałam zmienić kierunek, by nie wpaść z całym impetem na Basiora, którego wcześniej bezmyślnie uznałam za Kardynała (nazwa ptaka). A to wszystko z powodu jaskrawo czerwonej opaski na oczach wilka. Łapy pośliznęły mi się na śniegu i pomimo moich starań zderzyłam się z Basiorem. Upadliśmy w śnieg wzbijając jego tumany w powietrze. Nieznany mi osobnik wylądował nade mną lekko oszołomiony zderzeniem.
-Przepraszam najmocniej, to wszystko moja wina. Mam nadzieję, że z Tobą wszystko w porządku?- spytałam zaniepokojona… Dlaczego właśnie mi przytrafiają się takie sytuacje.
-Chyba to ja powinienem o to spytać…czuć od Ciebie krwią…- przemówił Basior głośno wciągając powietrze w nozdrza i przybliżając swój pysk znacznie bliżej mojej twarzy.
Zrobiło mi się gorąco i poczułam że moje serce bije znacznie szybciej niż bym tego chciała.
-…to tylko jakiś ptak- dokończył nieznajomy zanim zdążyłam się ogarnąć.
(C.D OAK DUST…??) ☺
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz