czwartek, 24 marca 2016

Od Merle c.d. Alice



Ostatni rzut sztyletem stojąc tyłem. Ostrze wbiło się w wyznaczony punkt na korze drewna.  Podeszłam do drzewa. Wyjęłam mocnym szarpnięciem tkwiący w nim sztylet i przyczepiłam go do pasa na grzbiecie obok dwóch pozostałych. Rozejrzałam się dookoła i odbiłam się od skały, udając się wreszcie po kilku dniach w drogę powrotną do centrum watahy. Nie spieszyło mi się, ale przecinałam przestrzeń pod moimi łapami szybkim biegiem. Dookoła okolica była lekko spowita bielą, a powietrze było rześkie i zimne. Za niedługo nastanie czas roztopów, w tedy na teren watahy wkracza duża ilość obcych stworzeń, bardzo dużo tych niemile widzianych. Mnie jednak interesują na zwiadach właśnie te złe, są okazją do prawdziwego  władania bronią. Muszę wrócić, bo ma się nam zmienić nasz główny dowodzący zwiadów. Szczerze i tak właściwie mnie to mało obchodzi. W swoim zwyczaju mam pracować na własną rękę, ale nic poradzić, taki rozkaz.
Moja trasa w pewnym odcinku ciągnęła się wzdłuż rzeki. Zatrzymałam się i zeszłam po brzegu, by napić się trochę chłodnej wody. Co prawda rzeka była skuta lodem, jednak ten był już kruchy, więc wystarczyło lepsze uderzenie i miało się już dostęp do wody. Gdy zaczerpnęłam już kilka łyków, podniosłam głowę i rozejrzałam się. W oddali, ciągnąc linię przy korycie rzeki, były widoczne zarysy jakiejś postaci. Ostrożnie, ale szybko postanowiłam sprawdzić kto to. Będąc w ukryciu, wyjęłam jeden ze sztyletów po czym zaczęłam podchodzić coraz bliżej kogoś obcego. Postać leżała na ziemi w stanie określiłabym „zszokowanego zdechlaka”, a jej futro przesiąknięte było od wody. Zrobiłam parę kroków bliżej,tak że znajdowałam się teraz ze dwa metry od wilka. Mój monolog wewnętrzny był bardzo rozbudowany- dobić czy się zlitować. Wybrałam to drugie, gdyż jest to jakaś wadera, będąca na naszym terenie i wygląda, no jak wygląda.
-Kim jesteś?- Odezwałam się.
-Mam na imię Alice.- odpowiedział mi lekko bełkotliwy, zachrypnięty i drżący głos.
-Co tu robisz?
-Nnnie wwiem, lód się załamał.
-Nie do końca mi o to chodziło. Dlaczego tu jesteś?
 -Jestem nowoprzybyłą. – Głos jej stawał się coraz cichszy.
-To wszystko wyjaśnia. Dlatego cię nie zabiję, nie mogę zabijać tych, którzy nowo przybyli.
-A ty kim jesteś?
-Merle, tyle ci wystarczy. Musze zabrać cię do watahy.- Mój głos brzmiał stanowczo z empatia było ciężko, ale skoro już natrafiłam na nią, to jej przecież nie zostawię. Dla nowych muszę być też nieco wyrozumiała.- Miris!
Zwołałam moją towarzyszkę, która oznajmiła swoje przybycie stukiem kopyt. Po chwili już stała obok mnie. Poderwałam ją z ziemi, po jej ciele rozchodziło się mnóstwo dreszczy i usadziłam ją na grzbiecie Miris. Alice przymocowałam jeszcze pasem i ruszyłam w stronę watahy, a obok mnie stąpała towarzyszka niosąca waderę. Po parunastu minutach byłyśmy już przy jaskini alf. Potem skierowałyśmy się do jaskini Rosalie. W wejściu minęłam się z Magnolią, która widząc mnie zawróciła się i weszła 
z powrotem do pomieszczenia.
-Hej Rosalie mam dla ciebie wyziębłą i przemokniętą pacjentkę.
Wadera oderwała się od swojej pracy i wzięła się za Alice, ulokowała ją na legowisku i przykryła jakimś futrem. Potem sięgnęła po jakieś fiolki z naparem ziół.
<Alice?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz