Obudziłam się bardzo wcześnie rano. Szybko
wyskoczyłam z " łóżka " i poszłam do " pokoju " głównej
uzdrowicielki.
Krzyknęła:
- Co ty tutaj robisz?!
- Noo...
- Wiesz, że dzisiaj są Walentynki? - powiedziała
przejęta Rosalie.
- I co z tego? - powiedziałam ze smutkiem
- Dzisiaj wieczorem jest Bankiet Zakochanych. Nie
chciałabyś pójść? - powiedziała Roksi.
Powiedziałam jej, że może przyjdę, ale nie
obiecuję. Poszłam przygnębiona do lasu. Po co ja mam iść na ten bankiet. Co ja
tam będę robić? I tak nie mam z kim pójść. Szkoda, że nie mogę iść z Denisem...
No nie wiem czy by chciał ze mną iść. Jestem zwykłą niezdarą i ciamajdą, i na
pewno taki przystojny i wysportowany basior by ze mną się nie umówił... A tam,
nie mogę tak rozmyślać o tym co na pewno się nie wydarzy... Powinnam
przyszykować się na ten bal! Może namówię Rosalie i razem pójdziemy. Walentynki
to nie tylko dzień dla zakochanych, ale też dla przyjaciół. No dobra, teraz
muszę się cofnąć do jaskini.
Jej, Rosalie się zgodziła! No dobra już jestem
gotowa. Założyłam piękną różową rozgwiazdę i błyszczący naszyjnik z muszelek.
No to idę...
Na miejscu zobaczyłam piękny "stół"
pokryty różowymi płatkami kwiatów, a na nim pełno pysznych smakowitości. Szłam przez
tłum wilków nie wiedząc gdzie. Nagle w oddali zobaczyłam Denisa z innymi
waderami. W moich oczach pojawiły się łzy. Wtem nad nim na gałęzi zobaczyłam
dziwnego wilka. Miał on pełno płatków róż w sierści, piękny naszyjnik w
kształcie serca, czerwony łuk ze strzałą zakończoną sercem oraz białe skrzydła.
Był to Amor. Zszokowało mnie. No racja, legendy mówiły, że w Walentynki pojawia
się Amorek, ale nie wiedziałam, że to prawda! Coś mnie zmroziło, kiedy znowu
spojrzałam na Denisa i te wadery. Postanowiłam, że ukradnę łuk i sprawię, że
mój ukochany zakocha się we mnie. Pobiegłam w stronę Amora. Po drodze zrobiłam
sobie linę z liany, żeby łatwo go złapać. Biegłam dalej aż znalazłam się w
ślepym zaułku. Zobaczyłam go i złapałam. Natychmiast wzięłam łuk i pobiegłam na
bankiet. Zobaczyłam Denisa i... strzeliłam. Niestety z moim szczęściem trafiłam
w poncz. Nagle poncz poruszył się i pobiegł do pobliskiej wadery. Zaczął ją
całować i przytulać. Taak to było śmieszne, ponieważ napój chodził i skakał.
Potem poszłam bliżej, żeby lepiej wycelować, ale niestety potknęłam się o
czyjąś łapę i łuk wypadł mi z łap. Strzała poleciała w stronę wiewiórki i
przyczepiła się do jej zadka. W oczach wiewiórki pojawiły się serduszka i
poleciała jak poparzona na drzewo, i zaczęła je całować. Nagle za drzewie
pojawił się Amor i był bardzo zły. Poleciał na mnie i podniósł leżący łuk i
strzałę.
Ten dzień był bardzo dziwny i zagadkowy.
Powiedziałam sobie, że nigdy nie dam się omotać miłości.
Amorki wydają się słodkie, ale niektóre
takie nie są. Ten Amor na pewno jest na mnie zły i mi nigdy nie wybaczy. Jednak
nadal bardzo lubię amorki nawet ,kiedy żaden teraz mnie nie polubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz