W watasze dni mijają szybko i
nim się obejrzysz już noc w zadumie kroczy, ścieląc płaszcz mroku. To właśnie w
ten czas po mojej głowie chodzą te najgorsze myśli: „A co jak nagle wyskoczy na
mnie … nie! Nic nie wyskoczy… Nie ma się czego bać…”. I tak jest zawsze, zawsze
tak było i uczucie okropnego strachu nawiedzającego mnie, kiedy w około
ciemność, raczej nie opuści mnie, aż do mojej wilczej śmierci. Mroku staram się
unikać jak ognia, więc kiedy tylko powoli gasną lampy dnia szukam miejsca do
„przetrwania” nocy. Tak było i tym razem. Wyruszyłam na poszukiwania
schronienia. Nie znam jeszcze wszystkich miejsc na naszym terenie, dlatego było
mi niezwykle trudno. Pod łapami skrzypiał śnieg, a melodia, jaką dane mi było
słuchać to szum drzew. Szłam tak rozglądając się uważnie, nie zaczepiając
innych wilków – mają swoje sprawy. Po paru chwilach znalazłam swoje upragnione
miejsce, bo na skraju lasu ukazało się mi wejście do jaskini. Podeszłam bliżej,
aby uważnie zbadać teren. Grota nie wyglądała na zamieszkałą przez kogokolwiek,
więc jedyne co pozostało mi do roboty to dać nura do krainy snów. Ułożyłam się
w kłębek przy samej chłodnej ścianie i odpłynęłam…
Obudziłam się i kiedy
otworzyłam oczy uświadomiłam sobie, że jest środek nocy. Nigdy wcześniej nie
zdarzało mi się budzić o tej porze. Strach przeszył moje serce. Czułam czyjąś
obecność, lecz bałam się wystawić łeb z jaskini choćby na sekundkę.
Stwierdziłam, że najlepszym pomysłem będzie powrót do snu. Ułożyłam się
wygodnie, tym razem w głębszej części groty niż ostatnio, zamknęłam oczy, lecz
za bardzo się bałam:
- Nie mogę! Nie dam rady! – Krzyknęłam
i zdałam sobie sprawę z tego błędu. Jeszcze ktoś mógł mnie usłyszeć! Zerwałam
się na równe nogi i stałam w milczeniu przez jakiś czas, nasłuchując czyichś
odgłosów. Najwyraźniej nikt mnie nie usłyszał, bo ciemności nocy pozostawały
cicho. Odetchnęłam z ulgą…
Nagle, nieopodal zauważyłam
średniej wielkości jaśniejący punkt. Dzieliło mnie od niego około sto wilczych
kroków. Bez najmniejszego namysłu podjęłam decyzje pognania w tamtym kierunku.
Biegłam jak najszybciej się da, starając się nie myśleć o otaczającej mnie
ciemności i mając nadzieję, że owe światełko to nie mały świetlik. Gnając przed
siebie nie zauważyłam stoku znajdującego się przede mną. Próby wyhamowania
poszły na marne. Stoczyłam się z góry tracąc przytomność.
Ocknęłam się, kiedy dookoła
mnie było pełno światła, a nade mną stała wadera. Kiedy zauważyła, że się
przebudziłam, odeszła. Wyglądała niezwykle dumnie i majestatycznie. Jej brązowa,
niezwykła sierść emanowała blaskiem. Nie chciałam, żeby odeszła.
- Poczekaj! – krzyknęłam.
Wilczyca odwróciła się, lecz
nie usłyszałam od niej żadnego słowa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz