sobota, 2 stycznia 2016

Sachmet - Quest 1

Obudziłam się późno. Słońce było już na niebie, a wszystkie wilki na nogach. Tego dnia nie byłam jeszcze pewna czy na pewno tu zostanę. Zastanawiałam się, czy jest w tym jakikolwiek sens, skoro nie przyszłam tutaj po to, żeby dołączać do watahy, a wyruszyłam po to by znaleźć brata. "To mijało się kompletnie z celem! Jednakże kilka dni mogę tu zostać" - pomyślałam i poszłam zobaczyć co robią wilki w watasze. Przechodziłam pomiędzy nimi, jakby w ogóle mnie tam nie było. Nagle spotkałam Magnolię. Wpadła na mnie przypadkiem.
- O Jezu! Przepraszam, nie chciałam. - Szybko powiedziała.
- Nic... nic się nie stało - zaśmiałam się lekko.
- Ty jesteś tym nowym wilkiem? Jak jej tam było... Sachte?
- Sach tak, ale "te" nie - uśmiechnęłam się. - Jestem Sachmet.
- Dobrze, zapamiętam. Wiem, że tak odrazu nie wypada, ale zrobiłabyś coś dla mnie?
- Oczywiście. - Moje oczy otwarły się mocno ze zdziwienia.
- Posłuchaj. Ostatnio zauważyłam jakiegoś wilka. Tyle, że nie wiem co to za wilk ani dlaczego chodził w pobliżu naszych terenów. Nie wracał ani od jaskiń wilków watahy, ani nie podchodził do żadnego wilka. Mogłabyś go odnależć i dowiedzieć się co nieco? Oczywiście, jeśli twój stan Ci na to pozwala.
- Jasne, mogę. 
- Dziękuję Ci bardzo! - I poszła w swoją stronę załatwiać inne sprawy. 
Ja odwróciłam się i myślałam w co się wpakowałam. Musiałam szukać brata i załatwiać własne sprawy, a jednak zgodziłam się. Nie potrafiłam odmówić... chociaż z drugiej strony... jeśli tutaj zostanę i zrobię to o co mnie prosiła, to moje stosunki z nią poprawią się. A to oznacza, że z innymi pewnie też. "To do dzieła." Powiedziałam do siebie. Ruszyłam w stronę rzeki, gdzie pomyślałam, że trochę ochłonę a może i coś znajdę. Jeśli to ciemny wilk, to nie będzie problemu żeby go znaleźć. Ale jeśli biały... a może już nawet go tutaj nie ma. Ehh... najwyżej powiem, że szukałam ale nikogo nie widziałam.
Chodziłam po śniegu. Czasami zdażało mi się przejść po moich własnych śladach. Błędne koło. Spróbowałam użyć czytania w myślach. Jeżeli ten ktoś tam jest, to mogę wniknąć do jego myśli i zobaczyć gdzie się aktualnie znajduje. Prawdopodobnie już go tutaj nie ma, a ja wejdę w umysł jakiegoś wilka z watahy. Cóż... raczej nie będą mnie o to podejrzewać, ale ja chcę tylko pomóc. 
Tak więc użyłam mojego niezawodnego czytania w myślach. Nie było to łatwe, bo nie miałam na oczach żadnego celu, z którym chcę to zrobić. Kiedy chciałam dać sobie spokój, przeniosłam się do czyjegoś umysłu i... I zobaczyłam mnie! Ten ktoś stał za mną! Minęły jakieś 4 sekund. Miałam jeszcze 6. Nie wiedziałam co robić... moje ciało stało w bezruchu, a z tym mogłam zrobić co chciałam. 5 sekund. Nie zostało mi dużo. Może po prostu wrócę do mnie i złapię tego kogoś? 4 sekundy. Nie! Najpierw zobaczę jak wygląda. Zobaczyłam na łapy wilka, którym na chwilę obecną byłam. 3 sekundy. Brązowy... niby w watasze były brązowe wilki, ale to był inny, specyficzny kolor... 2 sekundy. Zbliża się czas powrotu. Ten wilk będzie musiał chwilę odsapnąć i ogarnąć co się stało. Mi to przyjdzie łatwiej. 1 sekunda. Przygotowałam się do powrotu do swojego ciała. Koniec.
Byłam sobą... znowu tą czarno-niebieską waderą z pięknymi, błękitnymi oczami. Otrząsnełam się i spojżałam jakby "pijanym" i zmęczonym wzrokiem na wilka. Był to basior. Wiem już też, że był brązowy. Szybko zauważyłam, że na pysku miał ranę cięta. Jego jedno oko było całkiem czarne, a drugie normalne, ale w kolorze czerwonym. Trochę się przestraszyłam. On jednak dalej nie wiedział co się stało, więc skorzystałam z okazji i rzuciłam się na niego. Upadł na ziemię a ja stałam nad nim.
- Kim jesteś! - wykrzyknęłam.
- Ćśś, Ćśś, bo Cię ktoś usłyszy. - spojrzał mi się bezczelnie w oczy przy tym bezczelnie się śmiejąc. - Szkoda by było, gdyby taka piękna wadera została rozszarpana. Prawda?
W mych oczach pojawił się lekki strach. W jego zaś radość i zło. Zrobiłam zamach łapą, z której wystawały pazury i chciałam oszpecić jego twarz drugą taką raną. Jednak chybiłam. Dlaczego? On magicznie, DOSŁOWNIE magicznie, rozpłynął się. Nagle jego ciało zamieniło się w czarne kłęby dymu, które zaraz zniknęły. Upadłam pyskiem w śnieg. Szybko wstałam i potrząsnęłam głową, żeby spadł z niej śnieg i bym mogła coś zobaczyć. Nie było go nigdzie wokół, chociaż dobrze go czułam. W prawdzie mogłam wniknąć do jego umysłu, ale byłam za bardzo wystraszona.
Usłyszałam śmiech. W tym momencie wiedziałam, że jestem w nie najlepszej pozycji. Zmaterializował się przede mną, tym razem z obydwoma czarnymi oczyma. Kiedy już chciałam wziąć się w garść, on stworzył wokół siebie dziwne, czarne, błyskawice. Wymierzył nimi we mnie a one ruszyły w moją stronę. Odruchowo z ziemi wysunęłam kryształy, które stworzyły osłonę blokując błyskawice. Nie wychylałam się zza niej. On znów pojawił się w innym miejscu, tym razem obok mnie. Tam gdzie akurat nie było żadnej osłony i musiałam sobie poradzić bez niej. Basior dalej używał tego samego ataku, jednak ja swój trochę zmieniłam. Nie różnił się on jednak jakoś bardzo. Do okoła mnie stworzyłam kryształową osłonę. Były to pasy kryształów, które tworzyły kulę. Były w niej oczywiście dziury, ale ruszały się na tyle szybko, że dawały radę odbijać błyskawice wroga. Poza moją kopułą z tych drogocennych kamieni, stworzyłam też ostre jak brzytwa dwa pojedyńcze, wyglądające jak miecz "sople" z tego materiału, jeśli można to tak nazwać chociaż i tak wiem, że nie można. Więc z tych minerałów. Wycelowałam nimi w basiora. Ten uniknął jednak ataku, ale byłam na tyle szybka, że drugim prawie wycelowałam w jego tylną prawą łapę. Gdyby nie to, że w porę szybko zauważył mój atak. Nie był zadowolony z tego co zrobiłam. Po jego obydwóch stronach pojawiły się inne wilki. Jednak nie takie jak my, a wilki z jakiegoś dziwnego czarnego dymu, w który on się zamienił po naszej pierwszej rozmowie.
- Podobają Ci się moi przyjaciele? To wilki cienia. Ich nie zdołasz zabić. - szyderczo się zaśmiał.
Jak on w ogóle śmiał?! Nie wiedział w jakiej jest sytuacji! Przecież lada chwila móże zginąć! Albo... ja mogę. Cóż. Muszę się bardziej postarać i obmyślić szybko plan!
On jednak nie czekał długo za moim ruchem. Jego "przyjaciele" rzucili się na mnie w pośpiechu. Przelecieli przez moją tarczę. Nie mogąc skupić się na niej dłużej, kryształy rozsypały się po ziemi. I co ja miałam zrobić? Mogłam jedynie poczekać na śmierć. Czego jednak nie zrobiłam.
"Jesteś niczym innym jak czymś w rodzaju diabła. Pamiętaj o tym. On nie ma z Tobą szans." powiedział mi głos w mojej głowie. Zlękłam się, ale to była racja. Skoro jestem... tym czymś czym jestem, to czemu by tego nie użyć. W tym momencie wilki pożerały mnie kawałek po kawałku, ale ja nie dałam za wygraną... W kilka sekund odepchnęłam je a sama zamieniłam się w jakieś dziwadło. Z głowy wystawały mi rogi, na ciele, które zmieniło kolor na czerwony i stało się bardziej masywne, wytrenowane a co za tym idzie - silne, pojawiły się różnego rodzaju "tatuaże", nazywając to jak najprościej. Oczy zamieniły się z niebieskich w czarno-czerwone. Ogon z długiego i pięknego zamienił się w równie długi, cienki i silny ogon jak u diabła. To było dziwne. Zawsze zostawała z takim samym wyglądem poza drobnostkami. Coś się zmieniło. A może to jednorazowo. A może coś oznaczał ten głos? Nie miałam pojęcia... miałam teraz ważniejsze sprawy. Jakiś koleś chciał mnie zabić!
Widać było jego zdziwienie, kiedy zamieniłam się w tego potwora. Wilki zniknęł same, najwidoczniej już nie skupiał się na tworzeniu ich. A ku mojemu zdziwieniu... on był jeszcze bardziej szczęsliwy. Co za świr.
- Tak! Znalazłem! Sachmet! Ty i ja... Ty i ja jesteśmy tacy sami! - Po wypowiedzeniu tych słów on też zamienił się w równie dziwne monstrum co ja. Z jego głowy wyrosły jeszcze dłuższe i ostre rogi, jednak bardziej przypominające kości. Ogon zamienił się w coś bardzo podobnego do tego co w tej chwili miałam ja. Kolor ciała ze specyficznego brązu zamienił się na czarny. Kruczy czarny. Miał białe wzory na ciele, podobnie jak ja, tyle że moje były koloru jego ciała. Coś co nie zmieniło się u mnie - jego uszy stały się bardziej spiczaste. Ja takie mam zawsze. W końcu odezwał się.
- Dołącz do mnie! Dam Ci tego czego Ci potrzeba! Czyli porządnej walki, będziesz mogła patrzeć jak inni, którzy wyrządzili Ci krzywdę i Cię zranili umierają! Jak znikają! Jak cierpią! Będziesz mogła robić WSZYSTKIM to czego tylko pragniesz! - Głos brzmiał istnie jak Pana Ciemności, a w jego oczach pojawił się ciemny błysk nadziei na to, że może mnie przekonać. Skoro był taki sam jak ja, to oznacza, że także mógł manipulować innymi... musiałam na to uważać.
Pokiwałam głową - Nie zmienisz mnie. Jestem taka i taka będę. Działam sama, maszkaro. Nie chcę zabijać tych, którzy nic mi nie zrobili. - Byłam stanowcza. Mojego zdania nie potrafi zmienić nikt. Upartość to we mnie jedna z głównych cech.
Spojrzał na mnie błagalnie i z trochę smutną miną. Najwidoczniej mu zależało. Zamknął oczy i spuścił głowę.
- Czyli nie będzie tak jak chcę...? Trudno... - uniosł wzrok na mnie a nad nim pojawiła się plątanina błyskawic. Twarz ze smutnej, pokazywała teraz złość i nienawiść. "A co tam! Nie będę gorsza i pokażę na co mnie stać!" pomyślałam. Stworzyłam nade mną 5, znów przypominających miecze, sopli kryształów. Ostrzejsze i twardsze niż wtedy, mogły rozbić kamień, rozciąć drzewo, zrobić dziurę na wylot w każdym twardym przedmiocie. Nie ograniczały się nawet do przebicia serca.
Rzuciliśmy się na siebie. Szybkością przebijałam go nawet o 65%, on jednak był silniejszy... ale nie bardzo. Jedynie 40%, ale nie więcej. Jednak mój spryt nie był tak mały jak można przypuszczać. Jestem bardzo inteligentną i sprytną waderą. Wskoczyłam na niego, odbiłam się od jego pleców, następnie skoczyłam na pień drzewa również odbijając się i trafiając na niego. Przygniotłam go do ziemi. Nad twarzą zawisła mu jedna z moich broni.
- Myślisz pewnie, że to już koniec?
- Jeśli się poddasz i dasz zabić to tak. - odparłam.
- O nie, nie, nie... chyba nie sądzisz, że tak będzie?
- Mogę mieć tylko nadzieję. - Przybliżyłam kryształ jeszcze bliżej jego oka.
- Ostrożnie z tym. Chyba nie chcesz wybić tak oka swojemu bratu?
W tym momencie skamieniałam... kryształy rozsypały się na drobny mak w powietrzu, a on sam odrzucił mnie, cisnąc mną o drzewo.
- Naiwna. Ale to prawda - uśmiechnął się lekko i wrócił do dawnego wyglądu. Ja także to zrobiłam. Bycie "szatańskim" wilkiem zabierało mi siły. - Do zobaczenia. Siostro. - w tym momencie zniknął. Nie rozumiałam z tego nic.
- Wracaj! Gdzie przez ten cały czas byłeś?! WRACAJ TU! - krzyczałam na całe gardło i rozpłakałam się. Nie czułam już jego zapachu. W myślach nie widziałam nikogo, kto na mnie patrzy, kto jest w pobliżu... Jednak w końcu go odnalazłam. Skąd wiedział, że tu jestem? Ehh... to wszystko jest jakieś chore! Postanowiłam wrócić. Ale najpierw chwilę odpoczęłam, bo byłam dość daleko a zmęczenie i ból dawało się we znaki... Musiałam też wymyślić to, co powiem... przecież nie powiem "Ten wilk to mój brat. Prawię się pozabijaliśmy w walce i ogólnie to jesteśmy jakimiś dziwnymi szatańskimi wilkami. Potrafimy zmienić wygląd naszych ciał, mówić głosem diabła i zabić kogoś bez najmniejszego wysiłku. Poznać Cię z nim? Może jeszcze kiedyś na mnie napadnie".
Zasnęłam...
***
Znajdowałam się już w watasze. A właściwie w jej pobliżu. Poszłam odrazu do Alfy, żeby mieć to z głowy. Zastałam ją w jej jaskini ku zdziwieniu. "Zapukałam".
- Jest tam kto? Mogę wejść?
- Wchodź. - Odparła Magnolia.
- Aaa... to Ty... i jak ci poszło? Znalazłaś tego wilka?
- Noo.... To było tak... że znalazłam tego wilka... - mówiłam, ale nie wiedziałam całkowicie co jej powiedzieć. Zmyślałam, ale to nie brzmiało zbyt realnie... a sposób w jaki to mówiłam tylko potwierdzał kłamstwo. - Ale nie musisz się o to martwić! Wypędziłam go! I... i on już tutaj nie wróci! Nastraszyłam go i... i dałam nauczkę!
Magnolia była zmieszana. Nie wiedziała co o tym sądzić, jednak odpuściła mi. Podziękowała i pozwoliła odejść. Teraz w mojej głowie będzie siedzieć ciągle myśl o moim bracie.


<Ale się rozpisałam... :-:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz