Obudziłam się późno. Słońce było już na niebie, a
wszystkie wilki na nogach. Tego dnia nie byłam jeszcze pewna czy na
pewno tu zostanę. Zastanawiałam się, czy jest w tym jakikolwiek sens,
skoro nie przyszłam tutaj po to, żeby dołączać do watahy, a wyruszyłam
po to by znaleźć brata. "To mijało się kompletnie z celem! Jednakże
kilka dni mogę tu zostać" - pomyślałam i poszłam zobaczyć co robią wilki
w watasze. Przechodziłam pomiędzy nimi, jakby w ogóle mnie tam nie
było. Nagle spotkałam Magnolię. Wpadła na mnie przypadkiem.
- O Jezu! Przepraszam, nie chciałam. - Szybko powiedziała.
- Nic... nic się nie stało - zaśmiałam się lekko.
- Ty jesteś tym nowym wilkiem? Jak jej tam było... Sachte?
- Sach tak, ale "te" nie - uśmiechnęłam się. - Jestem Sachmet.
- Dobrze, zapamiętam. Wiem, że tak odrazu nie wypada, ale zrobiłabyś coś dla mnie?
- Oczywiście. - Moje oczy otwarły się mocno ze zdziwienia.
-
Posłuchaj. Ostatnio zauważyłam jakiegoś wilka. Tyle, że nie wiem co to
za wilk ani dlaczego chodził w pobliżu naszych terenów. Nie wracał ani
od jaskiń wilków watahy, ani nie podchodził do żadnego wilka. Mogłabyś
go odnależć i dowiedzieć się co nieco? Oczywiście, jeśli twój stan Ci na
to pozwala.
- Jasne, mogę.
- Dziękuję Ci bardzo! - I poszła w swoją stronę załatwiać inne sprawy.
Ja
odwróciłam się i myślałam w co się wpakowałam. Musiałam szukać brata i
załatwiać własne sprawy, a jednak zgodziłam się. Nie potrafiłam
odmówić... chociaż z drugiej strony... jeśli tutaj zostanę i zrobię to o
co mnie prosiła, to moje stosunki z nią poprawią się. A to oznacza, że z
innymi pewnie też. "To do dzieła." Powiedziałam do siebie. Ruszyłam w
stronę rzeki, gdzie pomyślałam, że trochę ochłonę a może i coś znajdę.
Jeśli to ciemny wilk, to nie będzie problemu żeby go znaleźć. Ale jeśli
biały... a może już nawet go tutaj nie ma. Ehh... najwyżej powiem, że
szukałam ale nikogo nie widziałam.
Chodziłam po śniegu.
Czasami zdażało mi się przejść po moich własnych śladach. Błędne koło.
Spróbowałam użyć czytania w myślach. Jeżeli ten ktoś tam jest, to mogę
wniknąć do jego myśli i zobaczyć gdzie się aktualnie znajduje.
Prawdopodobnie już go tutaj nie ma, a ja wejdę w umysł jakiegoś wilka z
watahy. Cóż... raczej nie będą mnie o to podejrzewać, ale ja chcę tylko
pomóc.
Tak więc użyłam mojego niezawodnego czytania w
myślach. Nie było to łatwe, bo nie miałam na oczach żadnego celu, z
którym chcę to zrobić. Kiedy chciałam dać sobie spokój, przeniosłam się
do czyjegoś umysłu i... I zobaczyłam mnie! Ten ktoś stał za mną! Minęły
jakieś 4 sekund. Miałam jeszcze 6. Nie wiedziałam co robić... moje ciało
stało w bezruchu, a z tym mogłam zrobić co chciałam. 5 sekund. Nie
zostało mi dużo. Może po prostu wrócę do mnie i złapię tego kogoś? 4
sekundy. Nie! Najpierw zobaczę jak wygląda. Zobaczyłam na łapy wilka,
którym na chwilę obecną byłam. 3 sekundy. Brązowy... niby w watasze były
brązowe wilki, ale to był inny, specyficzny kolor... 2 sekundy. Zbliża
się czas powrotu. Ten wilk będzie musiał chwilę odsapnąć i ogarnąć co
się stało. Mi to przyjdzie łatwiej. 1 sekunda. Przygotowałam się do
powrotu do swojego ciała. Koniec.
Byłam sobą... znowu tą
czarno-niebieską waderą z pięknymi, błękitnymi oczami. Otrząsnełam się i
spojżałam jakby "pijanym" i zmęczonym wzrokiem na wilka. Był to basior.
Wiem już też, że był brązowy. Szybko zauważyłam, że na pysku miał ranę
cięta. Jego jedno oko było całkiem czarne, a drugie normalne, ale w
kolorze czerwonym. Trochę się przestraszyłam. On jednak dalej nie
wiedział co się stało, więc skorzystałam z okazji i rzuciłam się na
niego. Upadł na ziemię a ja stałam nad nim.
- Kim jesteś! - wykrzyknęłam.
-
Ćśś, Ćśś, bo Cię ktoś usłyszy. - spojrzał mi się bezczelnie w oczy przy
tym bezczelnie się śmiejąc. - Szkoda by było, gdyby taka piękna wadera
została rozszarpana. Prawda?
W mych oczach pojawił się lekki
strach. W jego zaś radość i zło. Zrobiłam zamach łapą, z której
wystawały pazury i chciałam oszpecić jego twarz drugą taką raną. Jednak
chybiłam. Dlaczego? On magicznie, DOSŁOWNIE magicznie, rozpłynął się.
Nagle jego ciało zamieniło się w czarne kłęby dymu, które zaraz
zniknęły. Upadłam pyskiem w śnieg. Szybko wstałam i potrząsnęłam głową,
żeby spadł z niej śnieg i bym mogła coś zobaczyć. Nie było go nigdzie
wokół, chociaż dobrze go czułam. W prawdzie mogłam wniknąć do jego
umysłu, ale byłam za bardzo wystraszona.
Usłyszałam śmiech. W
tym momencie wiedziałam, że jestem w nie najlepszej pozycji.
Zmaterializował się przede mną, tym razem z obydwoma czarnymi oczyma.
Kiedy już chciałam wziąć się w garść, on stworzył wokół siebie dziwne,
czarne, błyskawice. Wymierzył nimi we mnie a one ruszyły w moją stronę.
Odruchowo z ziemi wysunęłam kryształy, które stworzyły osłonę blokując
błyskawice. Nie wychylałam się zza niej. On znów pojawił się w innym
miejscu, tym razem obok mnie. Tam gdzie akurat nie było żadnej osłony i
musiałam sobie poradzić bez niej. Basior dalej używał tego samego ataku,
jednak ja swój trochę zmieniłam. Nie różnił się on jednak jakoś bardzo.
Do okoła mnie stworzyłam kryształową osłonę. Były to pasy kryształów,
które tworzyły kulę. Były w niej oczywiście dziury, ale ruszały się na
tyle szybko, że dawały radę odbijać błyskawice wroga. Poza moją kopułą z
tych drogocennych kamieni, stworzyłam też ostre jak brzytwa dwa
pojedyńcze, wyglądające jak miecz "sople" z tego materiału, jeśli można
to tak nazwać chociaż i tak wiem, że nie można. Więc z tych minerałów.
Wycelowałam nimi w basiora. Ten uniknął jednak ataku, ale byłam na tyle
szybka, że drugim prawie wycelowałam w jego tylną prawą łapę. Gdyby nie
to, że w porę szybko zauważył mój atak. Nie był zadowolony z tego co
zrobiłam. Po jego obydwóch stronach pojawiły się inne wilki. Jednak nie
takie jak my, a wilki z jakiegoś dziwnego czarnego dymu, w który on się
zamienił po naszej pierwszej rozmowie.
- Podobają Ci się moi przyjaciele? To wilki cienia. Ich nie zdołasz zabić. - szyderczo się zaśmiał.
Jak
on w ogóle śmiał?! Nie wiedział w jakiej jest sytuacji! Przecież lada
chwila móże zginąć! Albo... ja mogę. Cóż. Muszę się bardziej postarać i
obmyślić szybko plan!
On jednak nie czekał długo za moim
ruchem. Jego "przyjaciele" rzucili się na mnie w pośpiechu. Przelecieli
przez moją tarczę. Nie mogąc skupić się na niej dłużej, kryształy
rozsypały się po ziemi. I co ja miałam zrobić? Mogłam jedynie poczekać
na śmierć. Czego jednak nie zrobiłam.
"Jesteś niczym innym jak
czymś w rodzaju diabła. Pamiętaj o tym. On nie ma z Tobą szans."
powiedział mi głos w mojej głowie. Zlękłam się, ale to była racja. Skoro
jestem... tym czymś czym jestem, to czemu by tego nie użyć. W tym
momencie wilki pożerały mnie kawałek po kawałku, ale ja nie dałam za
wygraną... W kilka sekund odepchnęłam je a sama zamieniłam się w jakieś
dziwadło. Z głowy wystawały mi rogi, na ciele, które zmieniło kolor na
czerwony i stało się bardziej masywne, wytrenowane a co za tym idzie -
silne, pojawiły się różnego rodzaju "tatuaże", nazywając to jak
najprościej. Oczy zamieniły się z niebieskich w czarno-czerwone. Ogon z
długiego i pięknego zamienił się w równie długi, cienki i silny ogon jak
u diabła. To było dziwne. Zawsze zostawała z takim samym wyglądem poza
drobnostkami. Coś się zmieniło. A może to jednorazowo. A może coś
oznaczał ten głos? Nie miałam pojęcia... miałam teraz ważniejsze sprawy.
Jakiś koleś chciał mnie zabić!
Widać było jego zdziwienie,
kiedy zamieniłam się w tego potwora. Wilki zniknęł same, najwidoczniej
już nie skupiał się na tworzeniu ich. A ku mojemu zdziwieniu... on był
jeszcze bardziej szczęsliwy. Co za świr.
- Tak! Znalazłem!
Sachmet! Ty i ja... Ty i ja jesteśmy tacy sami! - Po wypowiedzeniu tych
słów on też zamienił się w równie dziwne monstrum co ja. Z jego głowy
wyrosły jeszcze dłuższe i ostre rogi, jednak bardziej przypominające
kości. Ogon zamienił się w coś bardzo podobnego do tego co w tej chwili
miałam ja. Kolor ciała ze specyficznego brązu zamienił się na czarny.
Kruczy czarny. Miał białe wzory na ciele, podobnie jak ja, tyle że moje
były koloru jego ciała. Coś co nie zmieniło się u mnie - jego uszy stały
się bardziej spiczaste. Ja takie mam zawsze. W końcu odezwał się.
-
Dołącz do mnie! Dam Ci tego czego Ci potrzeba! Czyli porządnej walki,
będziesz mogła patrzeć jak inni, którzy wyrządzili Ci krzywdę i Cię
zranili umierają! Jak znikają! Jak cierpią! Będziesz mogła robić
WSZYSTKIM to czego tylko pragniesz! - Głos brzmiał istnie jak Pana
Ciemności, a w jego oczach pojawił się ciemny błysk nadziei na to, że
może mnie przekonać. Skoro był taki sam jak ja, to oznacza, że także
mógł manipulować innymi... musiałam na to uważać.
Pokiwałam
głową - Nie zmienisz mnie. Jestem taka i taka będę. Działam sama,
maszkaro. Nie chcę zabijać tych, którzy nic mi nie zrobili. - Byłam
stanowcza. Mojego zdania nie potrafi zmienić nikt. Upartość to we mnie
jedna z głównych cech.
Spojrzał na mnie błagalnie i z trochę smutną miną. Najwidoczniej mu zależało. Zamknął oczy i spuścił głowę.
-
Czyli nie będzie tak jak chcę...? Trudno... - uniosł wzrok na mnie a
nad nim pojawiła się plątanina błyskawic. Twarz ze smutnej, pokazywała
teraz złość i nienawiść. "A co tam! Nie będę gorsza i pokażę na co mnie
stać!" pomyślałam. Stworzyłam nade mną 5, znów przypominających miecze,
sopli kryształów. Ostrzejsze i twardsze niż wtedy, mogły rozbić kamień,
rozciąć drzewo, zrobić dziurę na wylot w każdym twardym przedmiocie. Nie
ograniczały się nawet do przebicia serca.
Rzuciliśmy się na
siebie. Szybkością przebijałam go nawet o 65%, on jednak był
silniejszy... ale nie bardzo. Jedynie 40%, ale nie więcej. Jednak mój
spryt nie był tak mały jak można przypuszczać. Jestem bardzo
inteligentną i sprytną waderą. Wskoczyłam na niego, odbiłam się od jego
pleców, następnie skoczyłam na pień drzewa również odbijając się i
trafiając na niego. Przygniotłam go do ziemi. Nad twarzą zawisła mu
jedna z moich broni.
- Myślisz pewnie, że to już koniec?
- Jeśli się poddasz i dasz zabić to tak. - odparłam.
- O nie, nie, nie... chyba nie sądzisz, że tak będzie?
- Mogę mieć tylko nadzieję. - Przybliżyłam kryształ jeszcze bliżej jego oka.
- Ostrożnie z tym. Chyba nie chcesz wybić tak oka swojemu bratu?
W tym momencie skamieniałam... kryształy rozsypały się na drobny mak w powietrzu, a on sam odrzucił mnie, cisnąc mną o drzewo.
-
Naiwna. Ale to prawda - uśmiechnął się lekko i wrócił do dawnego
wyglądu. Ja także to zrobiłam. Bycie "szatańskim" wilkiem zabierało mi
siły. - Do zobaczenia. Siostro. - w tym momencie zniknął. Nie rozumiałam
z tego nic.
- Wracaj! Gdzie przez ten cały czas byłeś?!
WRACAJ TU! - krzyczałam na całe gardło i rozpłakałam się. Nie czułam już
jego zapachu. W myślach nie widziałam nikogo, kto na mnie patrzy, kto
jest w pobliżu... Jednak w końcu go odnalazłam. Skąd wiedział, że tu
jestem? Ehh... to wszystko jest jakieś chore! Postanowiłam wrócić. Ale
najpierw chwilę odpoczęłam, bo byłam dość daleko a zmęczenie i ból
dawało się we znaki... Musiałam też wymyślić to, co powiem... przecież
nie powiem "Ten wilk to mój brat. Prawię się pozabijaliśmy w walce i
ogólnie to jesteśmy jakimiś dziwnymi szatańskimi wilkami. Potrafimy
zmienić wygląd naszych ciał, mówić głosem diabła i zabić kogoś bez
najmniejszego wysiłku. Poznać Cię z nim? Może jeszcze kiedyś na mnie
napadnie".
Zasnęłam...
***
Znajdowałam się
już w watasze. A właściwie w jej pobliżu. Poszłam odrazu do Alfy, żeby
mieć to z głowy. Zastałam ją w jej jaskini ku zdziwieniu. "Zapukałam".
- Jest tam kto? Mogę wejść?
- Wchodź. - Odparła Magnolia.
- Aaa... to Ty... i jak ci poszło? Znalazłaś tego wilka?
-
Noo.... To było tak... że znalazłam tego wilka... - mówiłam, ale nie
wiedziałam całkowicie co jej powiedzieć. Zmyślałam, ale to nie brzmiało
zbyt realnie... a sposób w jaki to mówiłam tylko potwierdzał kłamstwo. -
Ale nie musisz się o to martwić! Wypędziłam go! I... i on już tutaj nie
wróci! Nastraszyłam go i... i dałam nauczkę!
Magnolia była
zmieszana. Nie wiedziała co o tym sądzić, jednak odpuściła mi.
Podziękowała i pozwoliła odejść. Teraz w mojej głowie będzie siedzieć
ciągle myśl o moim bracie.
<Ale się rozpisałam... :-:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz