Pokiwałam głową udając że zrozumiałam. Wadera uśmiechnęła się wesoło, a ja nie byłam pewna czy mam wyjść czy zostać...
-No dobra, to ja będę się zbierać...- Odparłam niepewnie.
-Dobra. - Odparła Sachmet. Pożegnałyśmy się i poszłam. Nie miałam tak
naprawdę gdzie iść ale poszłam po prostu przed siebie... Fajnie się
rozmawiało z Sach, była miła. Po chwili stwierdziłam że przydało by się
coś zjeść... Po drodze udało mi się upolować królika. Potem zaczaiłam
się na następnego... Usłyszałam strzał! Czy to... Ludzie! Co oni tu
robią?! Zaraz, gdzie ja jestem?! Zaczęłam uciekać w stronę z której
przyszłam... Ale właściwie skąd ja przyszłam?! Po prostu zawróciłam.
Błagam, oby mnie nie usłyszeli! Wiedziałam tylko, że jestem poza terenem
watahy. Zawyć? Nie, usłyszą mnie ludzie... Błagam, oby zapach wilków
był wyrazisty! Skupiłam się i zaczęłam wąchać wszystko. Tak! Zaczęłam
biec w stronę z której wydobywał się ten zapach... Przez ten pęd wpadłam
na kogoś... To była Sachmet!
-Cześć, co ty tu?- Zaczęłam ale zdałam sobie sprawę że to jest głupie pytanie...
-Co tak pędzisz? - Zapytała wadera.
-Przepraszam, ja po prostu...
-Nie ściemniaj.
-Ehh, wyszłam jakimś cudem z terenów watahy i tam spotkałam ludzi... Ale na szczęście mnie nie zauważyli.- Opowiedziałam.
Sachmet?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz