Nie ruszałam się z miejsca. Coś wysunęło się na ziemię z mojej torby.
Nie zważałam jednak na to. Czekałam cierpliwie na jego ruch. Wilk jednak
nadal nic sobie ze mnie nie robił. Chciałam przerwać tą kłopotliwą dla
mnie ciszę, ale wbrew pozorom to nie jest takie łatwe. Wstałam i
potknęłam się. To nie było normalne! To wszystko było jakieś chore.
Basior nadal na mnie patrzył z zaciekawieniem. Na jego ustach widniał
nadal, ten sam, złowrogi i psychopatyczny śmiech. Chciałam to wreszcie
zakończyć, ale nie umiałam. Basior zaczął podchodzić do mnie. Jego zęby
były ociekające krwią. To nie był sen, ale prawdziwa jawa! Chciałam się
cofnąć, ale nie potrafiłam wstać. Basior trącił mnie pyskiem. Otworzyłam
szeroko oczy i nie wiedzieć czemu...zaatakowałam. Nie wiedziałam, czy
basior ma dobre, czy złe zamiary, ale mimo wszystko... Przytrzasnęłam go
do ściany. Basior zaczął się wiercić i miotać, aż w końcu mnie
odtrącił. Skoczyłam na niego po raz ponownie. Zaczęłam wbijać swoje
pazury w jego sierść. Byłam pełna furii. Wilk nie powstrzymał się i
zawył z bólu. Zaczęłam się uśmiechać. Jego ból sprawiał mi frajdę, sama
nawet do tej pory nie wiem dlaczego. To, że jestem masochistką, nie
znaczy wcale, że zadawanie bólu innym jest dla mnie czymś przyjemnym.
Miałam ochotę uciec. Potem znowu to samo. Przestałam panować nad swoim
ciałem i zaczęłam się miotać po ziemi. Wilk wyciągnął, nie wiadomo skąd,
sierp. Podszedł do mnie i wbił mi go pomiędzy barki. Wrzasnęłam z
bólu. Chciałam zregenerować ciało, ale widocznie rany zadane tym sierpem
były nie uleczalne przez magię. Do oczu napłynęły mi łzy.
- DOŚĆ! - warknęłam i odskoczyłam.
Miałam już dosyć tej zabawy w kotka i myszkę. Chwyciłam Katarona i...zatłukłam nim wilka. Nagle obraz się rozpłynął. Nie byłam już w lochu. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Wilka-mordercy nie było. Rozpłynął się w powietrzu. Niedaleko stał jakiś wilk. Spojrzałam w tamtą stronę. Wilk podbiegł do mnie i zapytał:
- Jak sobie to zrobiłaś? - i wskazał łapa na moją śmiertelną ranę.
W głowie mi zawirowało. Rana krwawiła coraz mocniej...nie wiedziałam, co robić. Zamknęłam oczy i położyłam się na trawę. Straciłam przytomność
(Jakiś wilk?)
- DOŚĆ! - warknęłam i odskoczyłam.
Miałam już dosyć tej zabawy w kotka i myszkę. Chwyciłam Katarona i...zatłukłam nim wilka. Nagle obraz się rozpłynął. Nie byłam już w lochu. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Wilka-mordercy nie było. Rozpłynął się w powietrzu. Niedaleko stał jakiś wilk. Spojrzałam w tamtą stronę. Wilk podbiegł do mnie i zapytał:
- Jak sobie to zrobiłaś? - i wskazał łapa na moją śmiertelną ranę.
W głowie mi zawirowało. Rana krwawiła coraz mocniej...nie wiedziałam, co robić. Zamknęłam oczy i położyłam się na trawę. Straciłam przytomność
(Jakiś wilk?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz