- Ostatnia - mruknęłam - jestem wykończona!
Położyłam
głowę na ogromnej, pomarańczowej dyni. Były niezwykle ciężkie. I co ja
teraz zrobię z tą kupką?! Westchnęłam i wstałam powoli. Dziwne, że nie
mam wszystkich cech umarlaka. Myślę, czuję chłód, czuję gorąc oraz
zmęczenie. Spojrzałam jeszcze raz na górę dyń. Zbiory w tym roku były
ogromne...
- Wiem! - uśmiechnęłam się złowieszczo.
Wiedziałam,
na co wykorzystam te dynie! Była jednak już noc i musiałam iść do nory.
Rankiem wróciłam do dyń. Wzięłam pierwszą, ogromną dynię i podrzuciłam
ją do nory pewnej wadery. Była to norka Gelidy. Zrobiłam z dyni coś w
stylu "marmolady". Miałam szczęście Gelida właśnie wyszła ze swojej
jaskini. Wpadła na przygotowaną przeze mnie marmoladę. Wilczyca z trudem
wygrzebała się z dyni. Spojrzała na mnie. Śmiałam się wniebogłosy. Moja
przyjaciółka zrobiła zdziwioną minę.
- Takie to śmieszne?
Podbiegła do kupki moich dyń i rzuciła we mnie. Jeden jeden.
- No to teraz mamy remis. - zawołałam do Gelidy roześmiana.
Wadera
znowu rzuciła we mnie dynią. Ja odwzajemniłam jej rzut. Wadera podobnie
jak ja, była w świetnym humorze. Wadera trochę brudna, wskoczyła do
jeziora. Umyła się i wyskoczyła z wody. Ja poszłam w jej ślady.
Wyczyściłam futro, ale Gelida znowu rzuciła we mnie dynię. Bitwa mogła
trwa jeszcze cały dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz