-Uspokój się.Przyszłaś się mazgaić do cholery, czy leczyć? Tak jej nie pomożesz.
-Leczyć.-Próbuje pozbierać się i zaraz jak na medyka przystało odpowiedziałam stanowczym głosem.- Pacjent czeka.-Wybrałam miejsce wkłucia i opróżniłam zawartość strzykawki.
-Jaka diagnoza?- Zmarszczył czoło i podniósł uszy, w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Obawiam się jednego.To może być rozdwojenie osobowości, co mogło zajść podczas zaklęcia zmiany Katy.-Opuściłam głowę.
-Na to ten lek?
-Częściowo tak, jest to też lek na napady, jakie mogliśmy zaobserwować. Pewnie wiem, o co zaraz spytasz. To można i nie można wyleczyć. Ja mogę pomóc, ty możesz pomóc, ale ona sama musi chcieć podjąć z tym walkę.
-Tak jak przypuszczałem.-W jego głosie pojawiło się zwątpienie.
-Tak oto można w parę chwil zwalić czyjeś życie.Cudownie, prawda?
-Roksi nie obwiniaj się tak.
-Dobra, dobra ty się tu nie kryj za tym, że nie jestem winna, bo jestem i doskonale o tym wiem.Teraz trzeba czekać, aż się obudzi.
-Powinnaś odpocząć.Ja zostanę i poczekam, aż się wybudzi.
-Nie...Albo w sumie masz rację.Ostatnio mam dużo poszkodowanych, ale powinnam się do tego przyzwyczaić no nie?Powinnam też się przyzwyczaić do tego, że tak wspaniale umiem spieprzyć życie swoich przyjaciół.
-Roksa idź już.Przestań.-Silver odprowadził mnie już swoim wzrokiem.
Udałam się w kierunku wyjścia i poszłam nad jeziorko.Przysiadłam na brzegu i zamoczyłam łapy w wodzie, rysując okręgi.Po chwili jednak cała się zanurzyłam. Położyłam się na wodzie, która tak swobodnie mnie unosiła. Liście z pobliskich drzew lekką wirowały na wietrze, tworząc piękny taniec i finalizowały w jeziorze.Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w wiatr, by choć na chwilę zapomnieć o wszystkim.Po paru minutach otworzyłam oczy i wróciłam na brzeg.Potem spacerem udałam się z powrotem do jaskini. Podeszłam do Katy.Było widać, że już się przebudza.Chciałabym ujrzeć jej dawny uśmiech i bystre spojrzenie.Chciałbym...
(Katy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz