sobota, 10 października 2015

Od Roksi c.d. Katy

Trzeba było użyć mocy uspokajająco-usypiającej, by Katy nie narobiła szkód sobie i jaskini.Po wypuszczeniu wiązki mocy, padła na podłogę. Silver podniósł ją i położył na posłaniu. Nastała cisza, gdyby nie nasze oddechy wydawałoby się, że nie ma tu nikogo, a jednak stoją tu dwa ciała i jedna dusza leży pogrążona we śnie.Spojrzałam na Silvera, jego spojrzenie było obojętne, skrzywdzone i pełne wyrzutu.Czułam jak to ciąży nade mną, ten wyrzut wbijał we mnie swe ostrze i zadawał bolesne pchnięcia. Powinnam się tak czuć, jestem temu winna. jestem winna temu spojrzeniu. Odeszłam na chwilę, sięgnęłam na szafkę i wyjęłam drewniane pudełko.Przetarłam je łapą z kurzu i otworzyłam je. W środku znajdowały się trzy strzykawki z jasno szafirowym płynem.Wzięłam pudełko i postawiłam obok posłania. Silver siedział blisko Katy i trzymał jej łapę, po czym powoli ją puścił. Wzięłam strzykawkę i podeszłam do leżącej wadery. Tak pięknie wygląda, a jej dusza gaśnie. Gaśnie dusza Katy dotąd mi znanej. Silver wstał, lekko uśmiechną się i wyszedł. A ja nadal stałam ze strzykawką. Czułam jak po policzkach płyną mi łzy, łapy stają się jak z masła, a ból pulsuje w mojej głowie.Słyszę cały czas głos matki:"Nie byłaś gotowa, jak na tak mocne zaklęcie. To było nieodpowiedzialne." Całe ciało mi zaczęło drżeć, ale zaraz poczułam łapę na swym ramieniu i odezwał się głos Silvera.
-Uspokój się.Przyszłaś się mazgaić do cholery, czy leczyć? Tak jej nie pomożesz.
-Leczyć.-Próbuje pozbierać się i zaraz jak na medyka przystało odpowiedziałam stanowczym głosem.- Pacjent czeka.-Wybrałam miejsce wkłucia i opróżniłam zawartość strzykawki.
-Jaka diagnoza?- Zmarszczył czoło i podniósł uszy, w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Obawiam się jednego.To może być rozdwojenie osobowości, co mogło zajść podczas zaklęcia zmiany Katy.-Opuściłam głowę.
-Na to ten lek?
-Częściowo tak, jest to też lek na napady, jakie mogliśmy zaobserwować. Pewnie wiem, o co zaraz spytasz. To można i nie można wyleczyć. Ja mogę pomóc, ty możesz pomóc, ale ona sama musi chcieć podjąć z tym walkę.
-Tak jak przypuszczałem.-W jego głosie pojawiło się zwątpienie.
-Tak oto można w parę chwil zwalić czyjeś życie.Cudownie, prawda?
-Roksi nie obwiniaj się tak.
-Dobra, dobra ty się tu nie kryj za tym, że nie jestem winna, bo jestem i doskonale o tym wiem.Teraz trzeba czekać, aż się obudzi.
-Powinnaś odpocząć.Ja zostanę i poczekam, aż się wybudzi.
-Nie...Albo w sumie masz rację.Ostatnio mam dużo poszkodowanych, ale powinnam się do tego przyzwyczaić no nie?Powinnam też się przyzwyczaić do tego, że tak wspaniale umiem spieprzyć życie swoich przyjaciół.
-Roksa idź już.Przestań.-Silver odprowadził mnie już swoim wzrokiem.
Udałam się w kierunku wyjścia i poszłam nad jeziorko.Przysiadłam na brzegu i zamoczyłam łapy w wodzie, rysując okręgi.Po chwili jednak cała się zanurzyłam. Położyłam się na wodzie, która tak swobodnie mnie unosiła. Liście z pobliskich drzew lekką wirowały na wietrze, tworząc piękny taniec i finalizowały w jeziorze.Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w wiatr, by choć na chwilę zapomnieć o wszystkim.Po paru minutach otworzyłam oczy i wróciłam na brzeg.Potem spacerem udałam się z powrotem do jaskini. Podeszłam do Katy.Było widać, że już się przebudza.Chciałabym ujrzeć jej dawny uśmiech i bystre spojrzenie.Chciałbym...

(Katy?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz