środa, 28 października 2015

Od Gelidy do Tyksony

Spadałyśmy przez dłuższą chwilę ale skończyło się na tym ,że wpadłyśmy do wody na dnie przepaści . Na szczęście była na tyle głęboka ,że uszłyśmy bez żadnych problemów a przy tym nie potopiłyśmy się. Po chwili wyszłyśmy z wody i zaczęłyśmy iść w niewiadomym kierunku . Słońce już po woli zachodziło więc przyśpieszyłyśmy odrobinę .Nie daleko zaczynała się już duża polana a kilka naście metrów od niej spacerowało kilka saren. Wskoczyłam na dużą skałę nad wielkim jeziorem .
- Tutaj nie powinno być ludzi . - Powiedziałam do wadery która patrzyła się na mnie .Nagle spytała :
- Dlaczego nosisz ten kaptur cały czas ? -.
- Nie lubię o tym rozmawiać ale powiem. - Powiedziałam.
- Dał mi go mój ojciec kiedy odszedł - .
- Twój ojciec nie żyje ? - Spytała .
Tego nie wiem bo kiedyś straciłam pamięć i ostatnim moim wspomnieniem było to gdy dawał mi ten kaptur.
Po chwili zeszłam z skały i zaczęłam iść w stronę lasu .
- Idziesz czy zostajesz ? - Spytałam .
Nagle wadera podbiegła do mnie i zaczęłyśmy iść.
(Tyksona? )

2 komentarze: