niedziela, 22 marca 2015

Od Merle C.D Katy,Hana, Pepper i inni

Oko piekło mnie jak cholera, ale to się nie liczyło, liczyła się walka.Podbiegła do mnie trochę kulejąca Katy i zakatowałyśmy faceta, który zwalił z łap Pepper, wykonałyśmy Surie.Katy zajęła się dokończeniem sprawy. Odciągnęłam Pepper na bok, ona głośno jęczała z bólu.
-Ciii Pepper, już dobrze- wzięłam trochę śniegu i przyłożyłam jej do głowy, widać było, że przyniosło jej to trochę ulgi.Nagle podniosła łapę wskazując na coś, gdy się odwróciłam rozległ się huk.Nie czekając pobiegłam w tamtym kierunku. Skoczyłam na człowieka z broniąc wybijając mu ją z rąk.Złapałam go za kark i wbiłam w ziemie, ten zaczął mnie odpychać i szarpać się.Walnęłam go w głowę by chociaż na chwilę go zaćmiło.Spojrzałam kto padł jego ofiarą.Zobaczyłam leżącą w kałuży krwi Hanę.
-Hana! Nie!- słysząc wypowiadane prze zemnie imię przybiegła Katy.
-Siostrzyczko!
-Weź trochę śniegu i przyłóż uciskając w miejscu, w którym dostała
-Hana nie umieraj!
Nieoczekiwanie rozległ się łomot i jęk faceta, który padł na ziemię.Zobaczyłam kto to taki i ujrzałam Roksi i biegnącego za nią Denisa.
-Roksi z nieba nam spadasz!
-Dajcie mi ją szybko
Roksi pochyliła się nad Haną i wyjęła sztylet i wycinając jej kawałek skóry.
-Co ty chcesz ją zabić?
-Musze wyjąć kulę, lepiej zajmijcie się ludźmi.-Podniosła głowę i spojrzała na Kejsi.
-Kejsi leć szybko i opatrz Pepper.
Polała ranę czymś do odkażania i chyba musiało bardzo zapiec bo Hana głośno jęknęła.Oprzytomniałam na to co powiedziała Roksi.Odsunęłam się o rozejrzałam się dookoła. Denis wykańczał jakiegoś faceta z Katy. Ja podbiegłam do samochodu sprawdzić klatki. Za samochodem zobaczyłam młodego chłopaka, który siedział skulony za maską.Jakiś straszy  krzykną do niego i uderzył go strzelbą, ten padł na ziemię.
-Joe gówniarzu, bierz strzelbę i strzelaj do tych pchlarzy, a nie będzie gnojas siedział i srał po gaciach!
Skryłam za samochodem gdy ten facet przechodził i ruszyłam na niego z zaskoczenia, wbijając mu szczękę w rękę, w której trzymał broń i jadać mu pazurami po plecach .Katy skoczyła na niego, kalecząc mu twarz.Ten zaklną siarczyście.
-Katy poradzisz sobie?-ona skiwnęła głowa na potwierdzenie.
Podbiegłam do trzęsącego chłopaka, który dostał i leżał teraz na ziemi.Joe, Joe, te imię chodziło mi po głowie, skąd ja je znam, brzmi jakoś znajomo.Chłopak wyczuł moją obecność i podniósł twarz, szybko się cofając.Spojrzałam w jego oczy, były błękitne jak morze.Wpatrując się w niego zadawałam sobie cały czas pytanie kim on jest?Człowiek ten, jakby też mnie poznawał.Na jego szyi widniał medalion, który gdzieś już widziałam.Jego usta poruszyły się i pytająco wypowiedziały moje imię.
-Skąd znasz moje imię?-powiedziałam ostro, podchodząc bliżej niego
-Kiedyś cię już spotkałem
-Ty mnie rozumiesz?
-Tak.
-Medalion?
-dostałem go od wilczycy
-Od mojej matki. -po woli zaczynała sobie przypominać kim on jest
-Tak, a ty byłaś tą młodą waderą, która uczyła mnie walczyć.
-I czemu się nie broniłeś przed tym gburem? Wychowywaliśmy cię, byłeś naszym przyjacielem, małym mądrym chłopaczkiem, później zniknąłeś.A teraz co? Zdrajca, jesteś jak inni ludzie, a ja myślałam, że chociaż o grosz jesteś od nich mądrzejszy. Po co przyszedłeś? Żeby nas tępić, zabijać te niewinne stworzenia.Ostrzegałam matkę, można było cie zabić. A teraz ja mogę to zrobić.
-Merle, proszę nie.To nie tak.
-A jak? Podetnę ci gardło jak zrobili to Herikotowi.
-on nie żyje?
-Nie! a zresztą co cie to obchodzi, opuściłeś nas, szukałeś wrażeń?
-Nie miałem wyjścia. Ci ludzie porwali mnie, zmuszali do robienia tego czego nie chciałem robić, bo chcieli mnie zabić. Jak wykonywałem ich polecenia, miałem spokój, dom i jedzenie.
-Nawet nie próbowałeś się bronić?Widocznie na to zasłużyłeś.Zdrajca na to zasługuje.Przyznaj wcale cie nie porwali, po prostu szukałeś pieniędzy i wrażeń, chciałeś być jak oni.Kłamie?
-Nie
-Tak myślałam.Daruje ci życie ten ostatni raz.Zrobię to dla matki?
-A gdzie ona jest?
-Zamilcz! Nie ma jej, nie ma już naszej watahy.
-Przykro mi.
-Może tak byś nas obronił, ale uciekłeś.
Nagle stanęła za mną Katy.
-Merle gadasz z ludźmi?
-Nie mam wyjścia, to wybranek mojej mamusi, zostawcie go.
-no ok
-Joe, powypuszczaj te stworzenia z klatek i wynoś się.
Spojrzałam na niego ostatni raz i pobiegłam do Katy.

(Katy?, Hana?, Pepper? Kejsi? Reszta?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz