Siedziałam w swojej jaskini i leżałam wywalona do góry brzuchem.Draggy chodziła to po jaskini, z jaskini, do jaskini i z powrotem.
-Draggy co ty tak latasz cały czas?
-bo w miejscu stać nie mogę, a ty już się ogarnęłaś?
-poniekąd
-"poniekąd"-zaczęła mnie przedrzeźniać
-nie przedrzeźniaj mnie!
-no ja tu się denerwuje, ty to jakoś dziwnie odpłynęłaś, zaczęłaś wrzeszczeć, dobrze, że nie rzucałaś wulgaryzmami jak to u ciebie bywa.A teraz wyskakujesz mi tu tylko z jednym słówkiem "poniekąd"
-Draggy spokojnie bo ściany się zawalą i nie wiem co tu się czepiasz, idź lepiej się przewietrz, o do Dashi pójdź...
-idę!
-paa
-a wiesz ty co?
-coo?
-a ty idź na pole treningowe i spotkaj się z tą co łowów się uczyłaś
-zrobię jak zechce
-cała ty!
-podła?wredna?poirytowana?
-nie dobijaj mnie Merle, nie dobijaj
-i tak wiesz, że cie kocham siostrzyczko
-ja ciebie też wredoto, ponad wszystko!
-nie miałaś gdzieś iść?
-no już idę
Nareszcie spokój i cisza, kochana samotność, tylko ja i ona.Gapię się w ciemne ściany, przewieram łapami bez celu.Zamykam oczy i wdycham wilgotne zimowe powietrze.I nagle czuję jak coś staje mi nad głową i lampi się na mnie.
-Ma cisza jest dziś dość głośna!
Otwieram oczy i widzę na sobie oczy Miris, która później prycha mi w twarz ciepłym powietrzem. Przekładam się na bok i staję na łapy.Ocieram twarz łapami i spoglądam na stojąca przede mną towarzyszkę.
-Co tam Miris?
-Siedzisz tak sama i udajesz zdechłą, takie to w stylu 'zdechł pies'
-po pierwsze nie jestem psem, a po drugie czerpałam samotność wiadrami.
-jakoś ich nie widzę, co będziesz robić przez resztę dnia?
-będę restartować sobie mózg.Mogę?
-Merle błagam cię, nie mogę patrzeć jak tak leżysz.Powinnaś coś robić.
-No dobra chodź na pole treningowe.
-Jupi! Wskakuj na grzbiet.
-Nie.Pościgamy się.Start!
Wybiegłam z jaskini ile miałam sił w łapach.Tupot kopyt dobiegał tuż przy mnie.Przyśpieszyłam jeszcze bardziej.Galop Miris przerodził się w dziki cwał i znalazła się obok mnie, szczerząc do mnie swoje zęby, a jej grzywa powiewała na wietrze. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej pozostawiając za sobą kłąb dymu śnieżnego.Zimny śnieg był gorący niczym lawa z buchającego wulkanu.I w końcu mym oczom ukazuje się meta.Zaczynam hamować, by nie walnąć w głaz, ale łapy zaczynają mi się ślizgać, wbijam swoje pazury, które drą po ziemi.Udaje mi się zatrzymać tuż przed głazem jakieś 5mm od mojego nosa.
-Pierwsza!
Obracam się ale nie widzę nigdzie Miris.Czekam chwilę i nadal jej nie ma.Do licha gdzie ta szkapa się podziała? Zaraz pewnie przyjdzie, zatrzymała się pewnie by zaczerpnąć powietrza.Zaczynam rzucać sztyletami w pień na którym jest wyskrobana tarcza.Nagle w leżący obok głaz trafia piorun.Odskakuje i obracam się gotowa do ataku.Ku memu zdziwieniu widzę Miris i siedzącą na jej grzbiecie katy.
-Aloha!Heej Merle!Jak tam?Wszystko w porządku?
-Cześć. Tak.No to co mała rozgrzewka, a później zaprezentujesz mi tego co cię uczyłam.Następnie poznasz chwyt Suria, czyli wślizgnięcie pod przeciwnika kosząc go w ten sposób i później zrobienie wyrzutu w fikołajku i bezpiecznego przetoczenia się.I pamiętaj walka to takie polowanie, trzeba być czujnym i używać głowy.No to biegnij tamtą wytyczoną ścieżką i skacz przez kłody drzew i uważaj na pułapki.I przywyknij do tego, że podczas treningu czy wykonywania ćwiczeń nie gadam dużo.Jeśli zrobisz coś źle to powiem co w tym złego.Na koniec treningu będę podsumowywać go.I pamiętaj koncentracja!Biegnij!
(Katy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz