Gdy trenowałam, coś mnie zaniepokoiło wyczułam jakiś zapach, jakiś wzrok, ale zignorowałam to.To nawet dobrze bo mój sztylet mógłby polecieć tam gdzie nie trzeba.Ale mam wniosek: muszę przyłożyć się do czujności. Gdy poszłam nad rzekę siedział tam mój obserwator.Zamieniłyśmy ze sobą parę słów, ale wadera stwierdziła, że musi wracać już do domu.Mam nadzieję, że nie wystraszyła się mnie, wiem lubię walczyć, jestem trochę zgryźliwa, ale postrachem to chyba nie jestem. Zatrzymałam ją.
-czekaj!
-coś się stało?
-może pójdziemy razem i tak miałam już wracać
-hmm.. no dobrze
Razem ruszyłyśmy w stronę watahy, prowadziłyśmy pogawędkę na temat walki i broni.
-zauważyłam, że bardzo dobrze rzucasz sztyletami
-no całkiem całkiem, dobrze że nie przekonałaś się na własnej skórze
-faktycznie, strzelasz trochę z łuku?
-czasem, ale z tą bronią idzie mi tak sobie, za to moja siostra świetnie strzela z łuku, zresztą od urodzenia strzela.Zaraz ty też jesteś łowczynią?
-tak
-No to może będziecie miały okazję się spotkać na łowach.A propos łowów, to zgłodniałam trochę.A ty? Długo nam to nie zajmie.
-dobrze, też bym coś wrzuciła na ząb
-no to chodźmy na polanę przy wodopoju, tam na pewno coś znajdziemy.
-Ok, a ty jaką masz pozycję?
-wojowniczka, czasem też ruszam ze zwiadowcami
-to dla tego tam dobrze idzie ci z bronią
Skręciłyśmy w dróżkę biegnąca w dół rzeki i po paru metrach zbliżyłyśmy do polany.Chwilę obserwowałyśmy polanę zza zaspy śnieżnej.W końcu coś pojawiło się w polu widoku.
-Patrz Katy tam coś jest-powiedziałam szeptem
(Katy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz