Powoli i ostrożnie zsiadłem z, jak oceniłem odmiany feniksa i
rozejrzałem się po łące. Szybko obmyśliłem plan. W miejscu gdzie było
najwięcej pyłku stworzyłem bańkę wodną, która spływała prosto do
słoiczka. Po wyciągnięciu wody już bez pyłu czynność powtarzałem, aż do
momentu gdy był pełny. Później wziąłem się za kwiaty. Udało mi się w
podobny sposób złapać ich pięć. Było to trudniejsze o tyle, że nie można
było zmoczyć górnej części rośliny, więc trzeba było tworzyć bańkę
powietrzną wokół kwiata który był wewnątrz wodnego bąbla. Roksi jak na
moje oko robiła to zbyt chaotycznie i jej metoda sprawiła, że wiele
cennego składnika rozlatywało się na wszystkie strony świata. W końcu
każde z nas miało po trzy słoiki pyłu i pięć kwiatów. Udało nam się
znaleźć też korzenie, którymi podzieliliśmy się pół na pół. Kiedy udało
nam się wszystko pozbierać słońce chyliło się ku zachodowi. Szliśmy
ścieżką kiedy uszy wadery skierowały się na zachód.
- Chodź! - krzyknęła i pobiegła przed siebie, nie zadawałem pytań
Wybiegliśmy na wielką polanę. Daleko przed nami rozciągał się las, a
ponad nim górowały góry. Na niebie rozchodziły się świetliste smugi.
- Zorze - powiedziałem wspominając wiele nocy w moich rodzinnych stronach
- Zobaczmy dokąd nas zaprowadzą! - powiedziała Roksi
<Roksi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz