Po polowaniu byłam tak najedzona, że zasnęłam przy pobliskiej zaspie.
Świtało. Leniwie wstałam i przeciągnęłam się. Postanowiłam jeszcze nie wracać i zobaczyć co jest dalej. Oprócz zaspy. Wykonałam skok ponad nią i zobaczyłam, że lecę wprost na powalony konar. Rozpłynęłam się w powietrzu i zmaterializowałam się tuz przed nim.
-Ładnie... -miałam właśnie wymamrotać coś do samej siebie, jednak przerwał mi to biały kłębek leżący pod zaspą. Bezszelestnie podeszłam i przyjrzałam się jej. Młoda wadera, mniej więcej w moim wieku. Nagle zmieniła pozycję i nie była już zwinięta w ciasny kłębek, tylko leżała wyciągnięta jakby czekała, że hmmm... wbiję pazur w jej brzuch i rozpłatam go na pół. Myślałam, że już nie śpi, ale jej oczy nadal były zamknięte i wyglądała na zaspaną. Stanęłam nad nią i przyglądałam się jej. Po pewnym, dość długim czasie otworzyła oczy i momentalnie osłupiała.
<Soleil?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz