sobota, 7 grudnia 2013

od Bloodspill'a

Po ostatnim incydencie z armią...Zelda nie odezwała się do mnie słowem.Pomogła dojść mi do jaskini,zawołała uzdrowicieli i ...poszła. Nie dziwie się jej.Ze mną nikt nie wytrzymuje.
Moje serce było przepełnione goryczą,miałem straszliwą ochotę kogoś zabić!
 Wybrałem się na pole treningowe.To było miejsce w którym...
W moich oczach było widać iskry.Już miałem rzucać się na wilki trenningowe,kiedy usłyszałem głos wyłaniający się z korony drzewa.Była noc nie mogłem ujrzeć twarzy wilka,było widać tylko mieniące się oczy.
-Powiedz,dlaczego chcesz to zrobić?
-Nie twoja sprawa.-nadal stałem w pozycji gotowej do ataku
-Uwierz mi moja...-odparła i zeskoczyła z drzewa.To Valixy. Uśmiechnąłem się.
-Co cię tu sprowadza?-zapytałem
-No nie wiem zapewne twoja obecność-zaśmiała się
-Powiedz co to jest?-chwyciła mnie za zabandażowaną łapę
-Powinnaś się domyślać...
-Nie wiedziałam,że moje przypuszczenia tak szybko się sprawdzą...
-To wszystko dzieje się szybciej niż nam się wydaje-odparłem
-Za ile twoja noga wyzdrowieje?-zapytała
-Nie wiem,ale nie szybko,okazało się,że to nie jest tylko draśnięcie...-powiedziałem
-Mogą zaatakować cię ponownie.Potrzebujesz ochrony.
-Nie spokojnie dam rade,nie jestem-przerwała mi
-Wiem,wiem ale tu nie chodzi o twoje miano samodzielnego basiora,to już nie jest żadna zabawa.
 Rozumiesz? Zabiją cię jeśli mnie nie posłuchasz .Na razie schowaj honor do kieszeni.
-Ok,ale nie dawaj mi za ochronne tych cholernych...no wiesz tych co nie trawię...
-Nie ma sprawy,będę cię odwiedzać.-powiedziała uśmiechnęła się  i rozpłynęła się w ciemności
...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz