Zaczęliśmy się obrzucać tonami liśćmi.
Mieniły się żółcią, czerwienią, brązem, zielenią i pomarończowym!
Ubawiłam się po wszystkie czasy. Najwięcej to ja go obrzuciłam turami
liści. Jak się wygrzebał to znowu musiał. Jednak zdążył pare razy mnie
obrzucić. Ze śmiechu zaczął brzuch mnie boleć.
-Koniec!!!-powiedziałam śmiejąc się.
-Dlaczego?-zapytałam roześmiany.
-Brzuch mnie boli od śmiechu.
-Aha no dobra. To co dalej będziemy robić?-zadumał się basior.
-Hmm... zjemy coś !- wykrzyknęłam i znowu zaczęłam się śmiać.
(Denis? Radocha to radocha )
-Koniec!!!-powiedziałam śmiejąc się.
-Dlaczego?-zapytałam roześmiany.
-Brzuch mnie boli od śmiechu.
-Aha no dobra. To co dalej będziemy robić?-zadumał się basior.
-Hmm... zjemy coś !- wykrzyknęłam i znowu zaczęłam się śmiać.
(Denis? Radocha to radocha )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz