Popatrzyłam na niego- zdziwiona. Jednak mina Kazana mówiła wszystko- nie liczę się z żadnymi sprzeciwami.
- Noo... dobrze... Ale najpierw musze coś zrobić.- wysłałam Kazana do
jaskini, a ja wróciłam się do swojej, żeby zabrać stamtąd zajączka i
znaleźć mu jakieś bezpieczne lokum. Oczywiście basior nie wiedział ze
tam idę.
Weszłam do jaskini niepewnym krokiem, czułam, że jakiś obcy wilk tam
jest. Bałam się najgorszego- że zajączka nie zastanę tam w całości.
Zobaczyłam ślepia- dość ładne jeśli chodzi o ścisłość. Była to wadera,
młoda, może nawet młodsza ode mnie, nie zdążyłam się jej przyjrzeć, bo
zaraz uciekła.
Już pewniejsza siebie weszłam dalej, znalazłam zajączka, owinęłam go w
koc. Podniosłam go mocą i zaczęłam zbliżać się do wyjścia, gdy nagle
poczułam, że ktoś za mną stoi. Nie mogłam wyczuć kto, bo wszędzie był
zapach tamtej wadery i ludzkich leków. Automatycznie odwróciłam się i
skoczyłam na tego ,,ktosia”. Widocznie nie spodziewał się ataku, bo z
łatwością- mimo swej niewielkiej masy, wywróciłam go na ziemię.
Wskoczyłam na niego, by mu się przyjrzeć. Patrzę i...
- Kazan? Co ty tu robisz?
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie.
- Czemu tu przyszedłeś?- zapytałam wciąż na nim siedząc.
- Domyśliłem się że przyjdziesz po Lolka...
- Pchi. Poradziłabym sobie i bez ciebie.- uśmiechnęłam się łobuzersko.
Kazan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz