Znaleźliśmy się w nowym i dziwnym miejscu. Po tym jak straciłam przytomność z wyczerpania po zbyt dużym zużyciu mocy, ocknęłam się sama. Vipera nie było obok, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Hałas który dobiegał z miasta ogłuszał, powietrze śmierdziało, jednak coś ciągnęło mnie do tego miejsca. Energia spowijająca to miejsce była niezwykła, pełna życia. Czułam się jak na skraju gigantycznego stada migracyjnego, pełnego ruchu, życia i mieszanki zapachowej. Na lekko chwiejnych nogach wlazłam w to mrowisko, nie do końca pewna czy dobrze robię. Szybkie tętno mijanych w pośpiechu istot dudniło mi w uszach. Ściany budynków mieniły się kolorami i przesiąknięte były zapachami zwierząt mieszkających tutaj. Jakiś pseudo wilk zaczął szczekać tuż obok mnie ciągnięty za szyję przez jednego z mieszkańców.
-Psi, psi...piesku...- Jedna z nich wyciągnęła w moją stronę rękę. Czy ona nie widzi że jestem inna od tego cudacznego małego i puchatego stworzenia na sznureczku- mocno się zirytowałam.
Z mojej piersi samoistnie wyrwało się złowrogie warknięcie. O ile interesowały mnie te istoty i ich miejsce, o tyle nie chciałam mieć z nimi do czynienia. Oglądanie ich bez zbędnego s pouchwalania się, tego właśnie chciałam.
-Pani się odsunie, może ugryźć- przyłączył się duży osobnik.
-o, więc to Pana piesek?- wyraźnie uradowała się nieznajoma.
-A wygląda jakby był mój? pewnie to jakiś przybłęda, lepiej niech Pani uważa, nie wiadomo co może mieć- skwitował nieznajomy i prychając odszedł z rękami głęboko wciśniętymi w kieszenie. Czułam w nozdrzach jego strach. Dużo odwagi kosztowało go przystanięcie przy mnie i rozmowa z nieznajomą. Najwidoczniej miał niemiłe doświadczenie z takimi jak ja. Ja miałam natomiast nadzieję że nieznajoma pójdzie w jego ślady i dalej będę mogła już w spokoju kontynuować zwiedzanie. Ona jednak była jednym z tych ciekawskich i upartych istot. Stała nade mną i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądała się. Ostatni raz postanowiłam użyć sugestii i mocno obnażyłam zęby.
-nie mogę cię tak zostawić...z takim nastawieniem trafisz do schroniska i na pewno cię uśpią biedactwo...jaka ty piękna, no chodź słodziutka, nie masz się czego bać...jestem Laura...- wyciągnięta ręka ani drgnęła. Nieznajoma z uśmiechem nie odsłaniającym zęby kucała naprzeciw mnie, zostawiając mi drogę ucieczki. Tłum obok nas płynął nie zwracając na nas uwagi. Minuty mijały. Czułam zapach jej dłoni z miejsca w którym stałam, bił od niej spokój, lekkie zadowolenie z nutką podekscytowania. Miła mieszanka zachęcała do skosztowania niczym najlepsze perfumy. Podeszłam o krok, później kolejny wciągając w nozdrza jej zapach. Myślałam jednocześnie że przyda się mi przewodnik po tym niezwykłym miejscu. A tak pozytywnego i chyba lekko oczarowanego mną nie łatwo będzie znaleźć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz