Moje łapy miękko brodziły w dywanie z pożółkłych liści. Wciągnęłam w nozdrza zapach lasu. Chłodna szarość zachęcała do podróży po terenach watahy. Przyśpieszyłam by w pełni cieszyć się biegiem w nowym prawie dorosłym ciele. Mój oddech pozostawiał delikatną mgiełkę, mieszając się z ciężko oblekającą wszystko mgłą. Słońce nie zdążyło jeszcze przebić się przez szarość poranka. -Idealna pora na podróż- pomyślałam smutno.
Mijałam siedziby innych wilków, naszą rzekę która cicho szumiała w ciszy przedświtu, siedzibę alf... Ruszałam dalej pod górę w stronę wodospadu, by z jego szczytu jeszcze raz spojrzeć na tereny watahy. Chciałam wyryć w pamięci każdy szczegół krajobrazu, każdą chwile przeżytą tu, wszystkich tych których dano mi było do tej pory poznać.
-Pora ruszać.- po moim szepcie pozostała tylko rozmywająca się w eterze mgiełka ciepła.
Moje łapy pozostawiały ślady w wilgotnej ziemi.
Bezszelestnie obróciłam się z zamiarem opuszczenia tego co pokochałam i tych którzy byli mi drodzy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz