czwartek, 2 listopada 2017

Od Denisa c.d. Liv

Mieliłem w pysku mięso świeżo upolowanego jelenia. Spoglądając w jeden punkt zanurzałem się w swoich myślach. Wydarzenia z wczesnego ranka ostro poprawiły mi krążenie krwi. W żyłach czułem mocne pulsowanie, które jakby chciało je rozsadzić. Przed oczy powracał mi obraz, jakże nieskazitelny obraz, czyn w imię sprawiedliwości, najwyższa kara, obraz śmierci.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Liv.
-Denis?- Stanęła przede mną. 
-Tak?- Otrząsnąłem się i spojrzałem w jej oczy.
-To jak idziemy?
-yyy... no tak tak, pewnie- Spojrzałem w stronę gór. Nie chciałem tam do końca iść, to tam zmienia się wszystko co dotychczas było i kim byłem. No nic, ale jakoś się z tego wywinę. Musiałem pomyśleć nad jakimś sensownym lub mniej sensownym miejscem. W kilka sekund przewertowałem powierzchownie swój umysł. Dlaczego do cholery mam taką pustkę w głowie? 
-A więc idźmy- Wadera obdarowała mnie delikatnym uśmiechem i zaczęła iść. Ruszyłem za nią, po chwili zrównując nasz chód. 
-Nie wiem czy pytałem, ale czy moja jakże urodziwa towarzyszka wyspała się w moich gościnnych progach?- Teraz to ja obdarowałem ją moim specyficznym uśmieszkiem.
-Nie pytałeś jeszcze. Dziękuje, wyspałam się. Po takim dniu pełnym wrażeń taki sen to miód dla duszy i ciała.
-Mhm, a więc się cieszę. Mam nadzieję, że nie przeraziły cie moje beznadziejne porządki.Udałem zmieszanego.- Po prostu dawno tam sprzątałem.- Że dawno tam sprzątałem to mało powiedziane, ja wogle dawno tam byłem.Wybacz.
Liv tylko zaczęła się śmiać. 
-No co?- Spojrzałem na nią wzrokiem szczeniaka, który coś przeskrobał.
-Niiiic, wybaczam. Widać po prostu, że mieszka tam artysta.
-Tia.-Chyba emerytowany artysta, dokończyłem w myślach.-Jakoś ostatnio nie mam do tego głowy.
-Rozumiem.-Skinęła głową.
Moim zdaniem trudno to zrozumieć, o ile wogle można. Stojąc obok, a nawet wczuwając się w czyjąś skórę to nie to samo. A ja muszę się przyzwyczaić. Chcąc bić się z całym światem, najpierw muszę stoczyć walkę ze sobą. Zapadła między nami cisza, ale nie czuje się jej winien.
Postanowiłem trochę rozbudzić tą przechadzkę.
- Moja droga towarzyszko podróży, może spróbujemy złapać wiatr?-Powiedziałem to z przekonującą pewnością w głosie.
-Czy aby jesteś pewien?-Przymrużyła oczy.
-Jak najbardziej.-Wyszczerzyłem zęby. Delikatnie szturchnąłem waderę w bok. Później mocno odbiłem tylnie łapy od podłoża i skoczyłem w przód rozpędzając się, zostawiłem ją w tyle. Długo nie trwała ma uciecha, bo zaraz znowu goniła przy mnie. W uszach świszczał mi wiatr. Po ziemi rozchodziło się drżenie pochodzące z dość potężnych odbić łap od podłoża. Smuga wiatru zaczęła zataczać kręgi i tworzyła tunel, wplatając w siebie bure kawałki patyków i liści. Czułem, że przy tym już coś majstrowała Liv. Spojrzałem na nią znacząco i wyczuła to.
-Spróbuj go złapać!
https://i.pinimg.com/originals/3e/f1/ea/3ef1eafa87918e3744f0cb25ea5907b3.gif
Absurdalne, no nie?  Też tak uważałem. Ale to co może być absurdalne, może okazać się całkiem prawdziwe. Skumulowałem swoje siły i rzuciłem się na wir. W ślad za mną to samo zrobiła wadera. Poczułem mocne zawirowanie i po chwili dałem się unieść z wiatrem. Teraz to my tak bezwładnie jak te suche liście wirowaliśmy, oczywiście śmiejąc się przy tym w głos. Wzbijaliśmy się w górę, to zaraz lecieliśmy w dół, to w przód, to na boki. Żadnej kontroli. Ty jesteś, ale to silniejszy tobą rządzi, on karze ci w tym bezwładzie po prostu być, a co najlepsze, że robi się to dobrowolnie.
Wyniosło nas w pobliże skał, a właściwe skalistej ściany. Opadliśmy na ziemie.
-Ale jazda!- Krzyknęła Liv.
-No nieźle!-Odetchnąłem.-Liv?
-Tak?
-Wiesz co- odchrząknąłem- Może nie pójdziemy dokładnie do gór, tylko tu na skały. Co ty na to?
-No niech ci będzie.
Złapała haczyk. Nie mając pomysłu w głowie, wreszcie przyszedł.
Skoczyłem na skałę, później na wyższą i tak wspinałem się. Liv też zaczęła się wspinać. Gdy już byliśmy na dość sporej wysokości usłyszałem obsypujące się skałki, usłyszałem pomruk strachu i szybsze bicie serca, moje też zaczęło mocniej bić, gdy zobaczyłam, że osunęła jej się łapa i z całej siły wbijała swoje pazury w skałę, próbując się utrzymać. Zmroziło mi krew w żyłach.
-Liv!?-Krzyknąłem.


<Liv?>





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz