Jak zawsze mogłam liczyć na Hanę. Powoli się uspokajałam i kiedy wszystko było już w porządku postanowiłam przedstawić jej mojego towarzysza.
-Hana, muszę Ci kogoś przedstawić...- wilczyca wypuściła mnie ze swoich ciepłych objęć- to mój przyjaciel Gambo. Gambo, poznaj Orhanę, opiekuję się mną i jest niezwykle ciepłą istotą- Hana uśmiechnęła się promiennie do króliczka.
-miło mi Cię poznać Gambo- jej ton był jak zwykle delikatny, z lekką nutą śpiewnego akcentu. Gambo chwile jeszcze patrzył na Hanę, po czym wykonał skok wprost w jej ramiona, stamtąd wskoczył na jej grzbiet i ułożywszy się w kulkę, zasnął.
-polubił cię-
-jaki leciutki i ciepły- Hana wtuliła pyszczek w sierść królika.
-Hana, prawie świta i jestem głodna...mogę zapolować tym razem wraz z Tobą...?-
Wilczyca przez dłuższą chwilę przyglądała się mi, jakby oceniając, czy już ze mną w porządku.
-Dobrze, ale jeśli mi obiecasz, że gdy tylko poczujesz się źle, to mi o tym powiesz. Dobrze?- Zgodziłam się i powędrowałyśmy przez tereny watahy, których nawiasem mówiąc, nie znałyśmy za dobrze. Las wokół nas stawał się mroczniejszy i zwierzyna za którą dotychczas podążałyśmy gdzieś znikła. Tak jakby w jednej chwili ktoś poderwał z ziemi małe stado łani. Błądziłyśmy jeszcze przez chwilę, zdezorientowane. Las ten w pełni lata był bezlistny, pełen martwych drzew. Pomimo tego, było w nim znacznie ciemniej, niż w najbardziej liściastym lesie, gdzie drzewa rosły praktycznie jedno na drugim. Królik spał smacznie na grzbiecie Hany a ja podążałam jej śladem. W jakiś chory sposób podobało się mi tu, serce biło mi głośniej, a odgłos naszych łap rozdeptujących suche gródki ziemi brzmiał jak muzyka.
-Minx, dziwnie tu, chyba nie ma sensu iść dalej- wilczyca obróciła się w moja stronę i w nagłym szoku aż przysiadła na zadzie -Minx...- jej głos jak nigdy przedtem trząsł się i łamał. Coś za mną owiewało lodowym powietrzem mój kark. Byłam dziwnie otępiała.
-Minx!- Orhana zebrała się w sobie i skoczyła ponad moim grzbietem. Słyszałam syk i ryk oraz warczenie i kłapanie szczęką Hany. Później jej jęki i skomlenia, a mnie wciąż więziło to otępienie, z którym walczyłam ze wszystkich sił. Łapa pulsowała i syczała wewnątrz, gotującą się od żądzy krwi i chęci zadawania bólu temu czemuś, co za skamieniałą mną, atakowało moją towarzyszkę. Przez moje sparaliżowane ciało zaczęły przepływać sygnały, w końcu czułam ból. Gambo głęboko wbił swoje zęby w mój grzbiet. Ból otrzeźwił mnie i pomału budziłam nim całe moje ciało. Gotowa do ataku obróciłam się i zobaczyłam Hanę leżącą na ziemi u stóp gigantycznego cienia. Musiałam mocno zadrzeć pysk do góry, by dojrzeć coś na kształt głowy z blado rozświetlonymi oczyma. Cień uniósł Hanę. Napięłam wszystkie mięśnie i skoczyłam cieniowi na coś przypominającego ramię. Moje pazury mocno wbiły się w ciało potwora, a ostre kły zaczęły rozszarpywać jego powłokę. Jednak, mój atak chyba nie zrobił większego wrażenia na monstrum, które wciąż niosło wilczyce do miejsca gdzie ziemia rozstępowała się. Widziałam jak kipi wewnątrz niej szkarłatna lawa. Groza tej chwili i moja bezradność pozwoliły przejąć kontrole łapie. Dziwne napisy wewnątrz niej, zaczęły świecić błękitnym światłem. Cień zaczął się wić i wyć, puszczając ciało. O to mi chodziło, nie czekałam dłużej. Zeskoczyłam i chwytając w zęby kark Hany, gorączkowo myślałam o tym, by znaleźć się w bezpieczniejszym miejscu. Przymknęłam oczy i naprężyłam całe ciało. Tym razem widziałam tunel i ostatkiem sił wciągnęłam w jego obręb Hanę. Gambo wskoczył tuż za nami.
Dysząc z wysiłku podniosłam się z ziemi, która niestety okazała się wciąż częścią Mrocznego Lasu.
- Hana! HANA!!! .....Hana....- wyłam opierając pyszczek o nieruchome ciało wilczycy. To moja wina, tylko moja wina! gdyby nie ja, Hana żyła by teraz!. Ból rozdzierał moje serce. Nie, to nie może się tak skończyć. Nie, tylko nie Hana! Nie ona, tak dobra i ciepła. Nie Ona! Mój zamglony przez łzy wzrok natrafił na kawałek kości jakiegoś zwierzęcia które niedawno musiało tu zginąć. No tak! Brama.
-Gambo, masz pilnować Hany dopóki tu nie wrócę, zrozumiałeś? Nie możesz dopuścić by cokolwiek wam się stało! jasne?- Królik patrzył przez chwilę na mnie, zastanawiając się nad czymś i w końcu przytulił się do wilczycy, rozbudzając w swoim małym ciałku ochronny płomień. Otoczył nim ich ciała. Uśmiechnęłam się do niego z czułością.
-Dziękuję ci- Nie miałam czasu, resztką sił zmusiłam łapę do stworzenia kolejnego portalu. Coraz lepiej panowałam nad tą zdolnością. W ostatniej chwili obróciłam pysk i spojrzałam na poranione i bez życia ciało Orhany. Musi mi się udać, nie, na pewno się mi uda! Skoczyłam wgłąb portalu i wylądowałam, na dobrze znane mi, uformowane z kości wzgórzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz