piątek, 15 lipca 2016

Od Oak Dust'a do Minx

Kiedy nagle w naszą małą sprzeczkę wepchnął nos jakiś obcy wilk, poczułem jeszcze większe oburzenie. Z drugiej strony to dziwne...nigdy nie było we mnie tyle złości i nigdy nie wstawiałem się tak za szczeniakiem. Z drugiej strony - w końcu kazano mi się nią opiekować.
Kiedy odeszliśmy, ochłonąłem trochę. Chciałem się jak najszybciej oddalić od miejsca spotkania, a jeszcze bardziej mi zależało, że by już dojść do serca watahy i mieć wszystko z głowy. Jedna myśl nie dawała mi spokoju. Kiedy ten basior powiedział, "żebym zabrał córkę"...poczułem się okropnie. Zdałem sobie sprawę jak słabo znam Minx i jak mało wiem o tym przez co ona przechodziła. Miałem tylko nadzieję, że mała nie zapamiętała tego krótkiego stwierdzenia.
-Co to jest? - głos mojej podopiecznej wyrwał mnie z zamyślenia. Pokazała mi przedmiot należący do wadery. Kiedy wytłumaczyłem jej, że to lalka, sam zacząłem o tym rozmyślać. Skąd ta wadera mogła mieć lalkę? I jakim cudem jest jeszcze w łapkach Minx?
Po dłuższej chwili stwierdziłem, że to myślenie donikąd mnie nie zaprowadzi. Jednak kiedy chciałem ruszyć dalej, szczenię stało i wpatrywało się w zdobycz. Nie wiem co jej się stało. Jednak kiedy spostrzegłem, że mam zamknięte oczy, obawiałem się, że może mała znowu nieświadomie używa magii.
Od razu spróbowałem ją przywołać do reali i pogonić. Coraz bardziej pragnąłem dojść do alfy. Po drodze musiałem wytłumaczyć młodej cel naszej podróży. Zapomniałem jej w ogóle powiedzieć dokąd idziemy i jak ważne to jest miejsce.
-Oak, a gdzie jest moja mama…?? I tak właściwie to ty…jesteś moim tatą…?? - te pytania przybiły mnie całkowicie. Sam chciałbym znać prawidłowe odpowiedzi. Nie chciałem jej dobijać. Obawiałem się, że może się bardzo zasmucić. Nie chciałem tego.
Troszku mnie ucieszył fakt, że na polanę wyskoczył ten basior, który wtedy wplątał się w nie swoje sprawy. Wyglądał co prawda jakby chciał zaatakować Minx, jednak uchronił mnie przed odpowiedzią na tak dołujące pytania. Mimowolnie moje instynkty obronne nadal działały. Znowu się wkurzyłem i stanąłem w obronie małej.
Nie trzeba mi było długo wyjaśniać, że próbował uchronić szczenię od węża. Tym razem starałem się być jak najmilszy dla niego. Miałem w sobie trochę honoru i sprawiedliwości. Basior przedstawił się jako Nakidai, przeprosił i odszedł w stronę, w którą sami mieliśmy się udać. Kiedy widziałem jak się napuszył, chciało mi się trochę śmiać, ale postanowiłem, że zachowam to dla siebie.
Odczekaliśmy chwilę, po czym stwierdziłem, że chyba nie mam ochoty na kolejny postój.
-Chwyć się chusty - powiedziałem szybko do małej, chwyciłem ją delikatnie w zęby, usadowiłem na grzbiecie i ruszyłem szybkim krokiem przed siebie. Pomyślałem, że w ten sposób będzie o wiele szybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz