niedziela, 22 maja 2016

„Początek Mojej Podróży” od MINX



Czekałam na nich. Każde przebrzmiewające uderzenie serca zwiększało mój ból. Z sekundy na sekundę,  moja wytrzymałość sięgała granic, by za chwilę przesunąć się jeszcze o trochę dalej. Każdy łyk powietrza trafiający do przepalonych płuc i tchawicy dusił, zamiast przynosić wytchnienie. Oczy, skóra i mięśnie paliły jakby roztapiając się na kościach. Ból był nie do wytrzymania, nie potrafiłam wyć, skomleć ani płakać. Walczyłam o utrzymanie świadomości. Czułam, że są coraz bliżej, mój towarzysz prowadził ich do mnie. Kiedy myślałam że dłużej już nie wytrzymam, z mojego gardła- tak mi się przynajmniej zdawało -wydobył się ledwie słyszalny szept.
-Dust…Dust…to ja…Dust przyjdź do mnie… proszę, potrzebuję Cię…-
i odpłynęłam. Długo spadałam w dół, wiedząc jednocześnie, że pode mną nic nie ma, tak samo z resztą jak nade mną  i koło mnie. Otaczała mnie pustka, w którą się zagłębiałam.
Ocknęłam się w końcu i pierwsze co zwymiotowałam, czymś przeraźliwie gęstym i lepkim. Miałam trudności z wypluciem tego z pyska.
Catches by Lycanium

Czułam się jak szczenię…słabe, bezbronne i nie potrafiące jeszcze w pełni panować nad swoim ciałem. Do tego wszystkiego przeraźliwie kręciło mi się w głowie.
Wiedziałam, że nie jest to odpowiednie miejsce na chwilę słabości. W każdej chwili bowiem, coś mogło wyczuć mnie i zaatakować. Z trudem otworzyłam powieki i….nic się nie zmieniło, nadal tkwiłam w tym samym mroku. Z trudem zamrugałam,  jednak i to niczego nie mieniło. Wystraszyłam się już na poważnie, panika zrosiła mi skórę potem, miałam trudności z oddychaniem. Cienie zebrały się wokół mnie szarpiąc za skórę i sierść, wyrywając i jedno i drugie. Tak, że po chwili byłam cała lepka od krwi.
Sheep by Lycanium
nie miałam siły walczyć. Uciekałam na oślep z podkulonym ogonem, goniona przez ich śmiech. Zapewne uważały to za przednią zabawę. Męczyłam się bardzo szybko, pomału zobojętniała na kolejne ataki cieni. Kiedy już padłam, zebrały się wokół mnie niczym sępy. Słyszałam ich roześmiane głosy, w języku którego nie znałam. Szykowały się zapewne do ostatecznego ataku, w tym samym czasie coś delikatnie ogrzało mi ciało z prawej strony. Usłyszałam odgłosy walki i poczułam miłe…znajome mi ciepło….
-Kernel ???-
Amaterasu by Lycanium

-Minx jeszcze chwila, zaczekaj- usłyszałam głos brata, który już sam sobą rozgrzał mnie. Odgłosy walki ucichły. Słyszałam już tylko zdyszany wysiłkiem głos Kernela.
-O boże co one Ci zrobiły!?- nie widziałam siebie…może to i lepiej, skoro opanowany braciszek miał panikę w głosie
-Dłużej nie mogę tu przebywać- łapał łapczywie oddech. Pamiętam naszą pierwszą wizytę w krainie ciemności, trwała tylko kilka sekund a i tak musieliśmy ją odchorować przez kilka dni. Teraz natomiast Kernel był tu wraz ze mną dość długo, ile trwała jego walka…?z dobrych kilka minut. Do tego musiał mnie tu chwilę szukał. Był skrajnie wyczerpany.
-Minx słyszysz mnie?- przytulił łeb delikatnie do mojej szyi, przez chwilę nawet pomyślałam, czy aby nie szuka pulsu
-Musze już wracać, jeśli mam jeszcze poszukać pomocy. Kocham Cię! Pamiętaj o tym- wyszeptał… i już go nie było. Jednak tych kilka słów, otuliło mnie ciepłym kokonem, dając jeszcze siłę na walkę o kolejny łyk powietrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz