Czułam wewnętrzną radość, że się udało. Czułam też ciężkie
zmęczenie, które było wyryte na mojej twarzy. I czułam niepokój. Mimo
wydarzenia, jakim było to, że Ksame wreszcie się wybudził, odesłali mnie do
mojej jaskini, właściwie obecna jaskinia- uzdrowcielska- stała się moim domem
po tym jak czatowałam tu parę dni nad Dianą i Ksejmem.
-Idź już, odpocznij.- Magnolia powiedziała lekkim
przyciszonym głosem, tym samym brzmiącym jak rozkaz.
-Dobrze, poradzisz sobie?
-No pewnie.- Właściwie moje pytanie zabrzmiało nie tyle co
dziwacznie, ale było za bardzo nadopiekuńcze.
Ruszyłam w stronę wyjścia, ale jeszcze stanęłam i odwróciłam
się do Magnolii.
-A widziałaś może Silver’a?- W odpowiedzi uzyskała przeczące
kręcenie głową. Martwiłam się
o niego.- No to trzymajcie się, moi pacjenci mają
coś zjeść.
-Rose ty też!- Ksame rzucił oskarżycielskim tonem.
Uśmiechnęłam się pod nosem, pokręciłam głową i kontynuowałam
powrót do domu.
Na dworze już się ściemniło, warstwa gęstych chmur pokryła
niebo. Ciepło wieczoru było przecinane podmuchami chłodnego wiatru, który
huczał między koronami drzew. Nie rozglądałam się nazbyt długo. Po paru
chwilach przemierzonych kolejnymi odbiciami łap od wilgotnego mchu, znalazłam
się w swojej jaskini. Weszłam do korytarza, gdzie wiatr już nie szalał mi po
grzbiecie. Lekki mrok przytłumiony blaskiem mieniących się kamieni,
pokrywających ściany, spowijał wnętrze. Gdy weszłam do właściwej części
jaskini, poczułam, że właściwie głodna nie jestem. Wypiłam jedynie parę dużych
łyków chłodnej wody. Ułożyłam się na legowisku i błyskawicznie zamknęły mi się
oczy. Wtulona
w miękkie okrycie zapadłam sen.
w miękkie okrycie zapadłam sen.
Dwie postacie w okrywającym je mroku, przemierzały kolejne części
lasu. Gdy wyszły na polane, mocny blask oświecił ich pyski. Były szlachetnie zbudowane.
Jeden wysoki, umięśniony o potężnym grzbiecie, drugi zaś niższy, o lekkich
rysach. Stały naprzeciw nas. Po wyglądzie można orzec, że ta postać o
delikatnym wyglądzie była waderą. Jej oczy były niezwykle przyciągające, biły
triumfem, pysk miała wykrzywiony w uśmieszku. Wiedzieli po co przyszli. Czułam
bijącą mnie od środka jakąś nienawiść, krzywdę. Mała skiwnęła głową.
Towarzyszący jej basior zaczął się szczerzyć, jakby czekał na nagrodę. Z naszego
grona wyszedł do nich Silver i oddał się w jego ręce.
-Silver nie!- Zaczęłam krzyczeć.
-Rosalie niestety muszę. –Powiedział stanowczym, łamiącym
się głosem.
-Nie!
Chciałam biec, lecz coś mnie blokowało. Bliscy mi, trzymali
mnie z całej siły. Chciałam im się wyrwać. Czułam ucisk na szyi, dusiłam się.
Głośne grzmoty zastępowały ciszę. Ziemia pod łapami zaczęła się trząść i
rozstępować. Wzrok miałam wbity w oczy małej.
Twarze znane mi, stały się rozmazane i przemieniały się w kształt jakiś
bestii. Wszystko się trzęsło i zapadało, znikało.
Poderwałam się i głośno wciągnęłam powietrze. Serce biło mi
jak oszalałe. Rozejrzałam się po jaskini. Z zewnątrz dochodziły odgłosy burzy.
Duże krople deszczu rozbijały się o kamienie.
-Silver.-Wyszeptałam.- Oni będą chcieli tu przyjść.
Powracałam do normalnego rytmu serca i oddechu. Nie mogłam już
zasnąć z powrotem.
Wstałam i poczłapałam na zewnątrz. Rześkie powietrze dotarło
do nozdrzy. Mrok rozświetlały błyskawice, a grzmoty huczały w uszach. Szłam
przed siebie, nie zważając na silny deszcz, który szarpał futrem. Bałam się.
Musiałam ułożyć sobie w głowie jakiś plan, ale chyba chciałam w tedy
o czymś nie
myśleć.
-To tylko sen.- Tak powinnam to traktować. Nie umiałam. Pragnęłam
zobaczyć teraz Silver’a, bo to
o niego się teraz bałam.
-Przeze mnie oni… - Mimo odpędzania tych myśli, one
powracały.
Usiadłam nad brzegiem jeziora, po którym krążyły krążki
rysowane kroplami deszczu. Wpatrywałam się w tafle i swoje odbicie. Za sobą usłyszałam
znajomy głos.
-Rose?
-Silver?
-Co ty tu robisz?
Poderwałam się i pomknęłam w jego kierunku, przytulając go
do siebie.
-Silver, jak dobrze, że jesteś!
-Coś się stało?- Spytał trochę przestraszony i
zdezorientowany.
-yyy… właściwie to nic. Gdzie byłeś?
- Musiałem trochę pobyć w samotności.
-Martwiłam się.
-Niepotrzebnie. Już wszystko dobrze.- Wtulił swój pysk w mój
grzbiet.
- A właściwie to Ksame się wybudził.
- Naprawdę? To chodźmy, pójdziemy do niego, nie siedź już
więcej w tej ulewie.- Na jego pysku, zaczęła się malować radość i zatroskanie.
Zaczęliśmy iść w kierunku jaskini, gdzie przebywał Ksame z
Dianą. Aż do wejścia między nami panowała
cisza. Basior coś analizował w głowie, po czym diametralnie się zmienił, gdy
wszedł do wnętrza jaskini. Dopiero teraz zrozumiałam, że Silver przecież czytał
moje myśli, a ja ich nie zablokowałam. Już wiedział czym się martwiłam. Cholerne
moce. No ale to przecież tylko sen.
Weszłam za nim do wnętrza.
<Ksame, Diana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz