czwartek, 10 marca 2016
od Wyjca do Minx
Kuśtykałem ciężko przez las, wsłuchany z rozmarzeniem w arię pogrzebową śpiewaną przez wrony i raz po raz odganiałem ogonem natrętne duchy dwóch kruków, niczym jakaś jałówka uganiająca się od gzów.
Duszyczki towarzyszyły mi już od dobrych kilku miesięcy i prawdę mówiąc grały mi na nerwach niczym orkiestra symfoniczna, zwłaszcza że przyczepiły się niczym rzep psiego ogona.
Wędrówka była monotonna i nudna niczym flaki z olejem babci frani. Całe dnie marszu, z jazgoczącymi nad głową martwymi pozostałościami ptaków.
- Tak właściwie to gdzie my idziemy baracie? - "zaszczebiotała" jedna z mas pierza
- Właśnie! Właśnie! Dokąd zmierzamy? Dokąd? Gdzie nasz cel? Nie wiesz? Ja też nie wiem!
- To zabawne, czyż nie bracie?
- A jakże, zabawne, bardzo zabawne!
Obie dusze zaniosły się skrzekliwym rechotem. Przewróciłem zrezygnowany oczami i spuściłem uszy po sobie.
- Może w góry? Może nad rzekę? Może nad morze? Może?
- ahahaha, Może, a to dobre, bracie!
Kolejna salwa śmiechu, którą ponownie puściłem mimo uszu.
- Widziałeś bracie kiedyś morze?
- nie... a Ty bracie?
- nie widziałem
Tajemnicą dla mnie było jak to jest, że te skrzekawy nigdy się nie męczyły. Potrafiły tak nawijać cały dzień. Bez przerwy. Czułem jak z każdym dniem cierpliwość uchodzi ze mnie jak powietrze z pękniętego balonu.
- Słyszałem że morze to taka gigantyczna kałuża bez końca!
- Ja słyszałem że w wodzie pływają błyszczące białe perełki i lśniące drogocenne bursztyny!
- A ty staruchu, widziałeś morze? - zakrakała jedna z pierzastych pokrak siadając mi na pysku.
Zmrużyłem oczy po czym odpowiedziałem najbardziej lodowatym głosem na jaki mogłem się zdobyć,
mówiąc uśmiechając się lekko:
- Nie, ale słyszałem, że w morzu żyją gigantyczne bestie, które tylko czekają aż jakiś rozwrzeszczany duch kruka nierozważnie będzie leciał zbyt blisko tafli wody. A wtedy wyciągają swoje długie macki i łapią takiego ptaka... a wtedy zaciągają go głęboko pod wodę... i wyrywają mu piórko po piórku... A gdy już skończą, pożerają go w całości... - kłapnąłem cicho zębami by podkreślić wypowiedź. Tyle wystarczyło by ptaszysko zachwiało się i z jazgotem
przestrachu wzbiło się w powietrze. Kotłując się w panice i odlatując tak szybko, ile sił w skrzydłach, zjawy darły się jak to one nie chcą być zjedzone.
Patrzyłem jeszcze chwile za nimi, chichocąc pod nosem jak hiena, usatysfakcjonowany. Wiedziałem że nie minie dzień jak pierzaste masy znowu będą mi się przekrzykiwały nad głową, niczym przekupki, jednak napawałem się chwilowym zwycięstwem, po czym ruszyłem w dalszą drogę.
Wędrowałem jeszcze tak dłuższą chwile gdy nagle poczułem gwałtowne ukucie w piersi. Ból przeszył mnie zupełnie jakby ktoś nagle wbił we mnie wszystkie siedem ostrz ofiarnych. Upadłem. Zaszumiało mi w uszach, zadudniło w głowie. Opierając się cierpieniu podczłapałem ciężko do kępy krzaków i schroniłem się za nią bez ruchu. Po dłuższym czasie w oddali zobaczyłem śnieżnobiałą wilczycę. Nastawiłem uszy w nadziei. To pierwszy psowaty jakiego widziałem od rozpoczęcia mojej tułaczki. Gumka. Maziu, Maziu, Maziu. Poprawa: pierwszy ŻYWY psowaty jakiego widziałem od rozpoczęcia tułaczki.
Może pochodzi z jakiejś watahy? Może doprowadzi mnie do ich legowiska? Nie wiem dlaczego, ale coś mi kazało podążać za wilczycą.
***
Minęło wiele dni i równie wiele nocy odkąd pierwszy raz spostrzegłem wilczycę.
Musiała być samotnikiem, jak i ja. Nie zdradzała oznak jakby zauważyła moją obecność.
Śledziłem ją raz o długość ogona od niej, innym razem o kilka dni drogi. Czasem ją wyprzedzałem, jednak to ostatnie rzadko, by nie zgubić jej tropu.
Obecnie przedzierałem się przez śnieżycę. Kruki od kilku dni się nie pokazywały, co było bardzo dziwne jak na nie, ale nie żeby mi ich brakowało.
Burza śnieżna zdecydowanie wygrywała to starcie, więc zdecydowałem się znaleźć schronienie i przeczekać. Prawie natychmiast napatoczyłem się na jaskinię bezpiecznie osłoniętą od wichury. Skorzystałem z jej gościnnego półmroku.
Po około dwóch dniach ze snu wyrwało mnie wycie. Błaganie o pomoc. Wahałem się.
Wichura wcale nie zelżała. Wytknięcie nosa z groty byłoby w tym momencie bardzo nierozważne. Nagle usłyszałem pośród huku wiatru odgłos kroków. Skrzypiący śnieg.
Czyjaś obecność. Charakterystyczny ucisk w klatce piersiowej.
wlepiłem oczy w wylot groty.
Gdzieś w oddali zamajaczył mi ciemny kształt wilka.
Wytężyłem wzrok.
Tak. Nie było mowy o pomyłce. Biała wilczyca.
Warknąłem pod nosem.
Widziałem jak przedziera się przez burzę. Widziałem jak przegrywa tę walkę. Widziałem jednak że z całych sił się stara. I próbuje wygrać by pomóc wołającemu.
Nie wiem co mnie tknęło tak nagle, jednak wypadłem z jaskini. Gwałtowne uderzenie wiatru trzepnęło mną, zbijając z łap, jednak w porę udało mi się złapać równowagę.
Skoczyłem przed siebie. Przedzierałem się powoli w kierunku sylwetki wadery. Ostatni skok.
Wiatr zawył żałośnie. I uderzył. Wilczyca padła. Złapałem ją za kark i aż zaskowytałem z bólu. Oparzyła mnie. Co ja robię... Muszę jej pomóc. Złapałem jeszcze raz.
Znowu boleśnie zapiekło. Tym razem jednak to zignorowałem.
Nie wiem jakim cudem, chyba jedynie za sprawą opieki Wielkich Pradawnych udało mi się dowlec wilczycę do pieczary i samemu się schronić.
Zmarznięty otrzepałem futro mokre od roztopionego śniegu.
Dopiero teraz do mnie dotarło jaki ze mnie idiota. Spojrzałem na kaszlącą i dochodzącą do siebie powoli wilczycę.
Nie wiedziałem kim jest i jaka jest, nawet jeżeli śledziłem ją już od dłuższego czasu, mogłem się wszystkiego po niej spodziewać.
Zakląłem cicho pod nosem i patrzyłem jak się budzi.
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie skołowana
- Haaaaloo! - ryknąłem na nią, próbując jednocześnie uciszyć własne podenerwowanie - E! No! Komornik przyszedł! Chowaj pianino! Uhh.. Jak ci do tyłka napcham śniegu to dopiero będziesz miała pobudkę!
Wilczyca otworzyła szeroko oczy jakby dopiero się obudziła.
- Kim Ty... Co Ty tu... To Ty wołałeś o pomoc...?
- Niestety muszę zasmucić szanowną panienkę wiadomością iż także słyszałem to wycie...
Wadera nie dała mi do kończyć. Zerwała się na równe łapy
- Trzeba mu pomóc!
- Hola, hola, nie śpiesz się, gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy, a uwierz mi, ja coś o tym wiem. Pani zima obecnie ma humory jak baba z okresem, tak czy tak nic tam nie zdziałasz.
- Ale..!
- Siedź spokojnie, owsiki masz czy co?
Obca wyglądała na wyraźnie zmieszaną. Nie wiedziała co powiedzieć, więc w milczeniu wlepiła wzrok we własne łapy.
- tak właściwie... To jeżeli mogę spytać to jak nadobna panienka się zwie?
(Minx? ;3)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz