Szedłem przez las do Silvera, bo szaman zaczął robić jakieś porządki.
Miałem nadzieję, że to będą te wiosenne, bo mogły być już ostatnie w tym
półroczu. Gdy byłem mniej-więcej w połowie drogi, na polanie zobaczyłem
małego, biało-różowego wilczka. Miał przy sobie różowy kołczan i
strzały, które w miejsce lotek miały małe serduszka. Rozbawiła mnie
jego mina, kiedy napinał cięciwę. Lekko wysuwał język
i marszczył czoło. Chciałem zobaczyć jak wyglądałby zezłoszczony. Przyczaiłem się w krzakach i skoczyłem porywając jego łuk i jedną strzałę. Najpierw amorek ułożył usta w podkówkę i zeszkliły mu się oczy. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze i prawie oddałem mu jego ekwipunek, lecz po chwili wilczek wybuchnął złością.
-Ty, ty... -nie umiał się wysłowić. -niedobry! -zauważyłem, że mały lekko seplenił.
Był ode mnie mniejszy, więc z łatwością sprawiłem, by amorek nie odebrał mi łuku.
-Oddaj to!
Wilczek spróbował wejść mi na kark. Pozwoliłem mu, niech się nacieszy chwilą. Gdy stał mi na grzbiecie
i miał zamiar dosięgnąć łuku, stanąłem na dwóch łapach. Mały krzyknął coś, co w najlepszym razie brzmiało; "Awwrrr!".
Potem usłyszałem cichy pomruk amorka:
-Na skargę do Amare... Zapłaci...
Zaciekawiłem się. "Zapłaci..." Ciekawe czym zapłacę... W końcu krzyknąłem;
-Mały, na pewno nie chcesz łuku?
-Nie jestem mały! -krzyknął. - Kretyński żart -prychnął, gdy znów napinał cięciwę.
-W kogo strzelasz? -zapytałem.
-Nie twoja sprawa -burknął.
Dziwne. To amorek, wysłannik Amare, bogini miłości, a zachowuje się tak agresywnie... Stanąłem za nim
i popatrzyłem mu przez ramię. Na polanie, w którą celował, stał wilk z bardzo długim ogonem i inny
z nieprzeciętnie długimi uszami. Amor napiął cięciwę i starał się wystrzelić w jednego wilka. Strzelił w trawę pod nim.
-Krzywo -zauważyłem.
-Strzelam krzywo, bo mnie rozpraszasz!
W tym momencie przypomniałem sobie o Silverze. Odwróciłem się i rzuciłem;
-Muszę iść. Pamiętaj, ćwiczenie czyni mistrza!
Wilczek burknął coś niewyraźnie, ale ja myślałem tylko o tym, jak wymyślić wiarygodną wymówkę. Równie dobrze mogłem polować na coś... Przy moim refleksie byłaby to nawet dobra wymówka. W każdym razie coś powiem na pewno.
i marszczył czoło. Chciałem zobaczyć jak wyglądałby zezłoszczony. Przyczaiłem się w krzakach i skoczyłem porywając jego łuk i jedną strzałę. Najpierw amorek ułożył usta w podkówkę i zeszkliły mu się oczy. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze i prawie oddałem mu jego ekwipunek, lecz po chwili wilczek wybuchnął złością.
-Ty, ty... -nie umiał się wysłowić. -niedobry! -zauważyłem, że mały lekko seplenił.
Był ode mnie mniejszy, więc z łatwością sprawiłem, by amorek nie odebrał mi łuku.
-Oddaj to!
Wilczek spróbował wejść mi na kark. Pozwoliłem mu, niech się nacieszy chwilą. Gdy stał mi na grzbiecie
i miał zamiar dosięgnąć łuku, stanąłem na dwóch łapach. Mały krzyknął coś, co w najlepszym razie brzmiało; "Awwrrr!".
Potem usłyszałem cichy pomruk amorka:
-Na skargę do Amare... Zapłaci...
Zaciekawiłem się. "Zapłaci..." Ciekawe czym zapłacę... W końcu krzyknąłem;
-Mały, na pewno nie chcesz łuku?
-Nie jestem mały! -krzyknął. - Kretyński żart -prychnął, gdy znów napinał cięciwę.
-W kogo strzelasz? -zapytałem.
-Nie twoja sprawa -burknął.
Dziwne. To amorek, wysłannik Amare, bogini miłości, a zachowuje się tak agresywnie... Stanąłem za nim
i popatrzyłem mu przez ramię. Na polanie, w którą celował, stał wilk z bardzo długim ogonem i inny
z nieprzeciętnie długimi uszami. Amor napiął cięciwę i starał się wystrzelić w jednego wilka. Strzelił w trawę pod nim.
-Krzywo -zauważyłem.
-Strzelam krzywo, bo mnie rozpraszasz!
W tym momencie przypomniałem sobie o Silverze. Odwróciłem się i rzuciłem;
-Muszę iść. Pamiętaj, ćwiczenie czyni mistrza!
Wilczek burknął coś niewyraźnie, ale ja myślałem tylko o tym, jak wymyślić wiarygodną wymówkę. Równie dobrze mogłem polować na coś... Przy moim refleksie byłaby to nawet dobra wymówka. W każdym razie coś powiem na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz