środa, 17 lutego 2016

Od Viper'a "Przyłap Amora"


Był właśnie wczesny ranek. Obudziłem się po długim świętowaniu dnia Amare. O dziwo, po wczorajszej nocy byłem wypoczęty i wyspany! Postanowiłem przejść się nad wodospad. Byłem spragniony, jak jeszcze nigdy w życiu. Dotarłem wreszcie na miejsce i zobaczyłem białego wilka. Wilk miał różowe skrzydła i oczy. Nietypowe, jak dla jakiegoś basiora. Może był gejem? Poszedłem do niego i zorientowałem się. Nie był to zwykły basior, ale Amor. Dlaczego? W pysku miał łuk i widocznie szykował go do strzału. Nie widziałem w kogo wceluje. Nagle naszła mnie myśl. Zaśmiałem się w duchu. Popadłem tak jakby w zupełnie inny nastrój. Tak jakby, zacząłem dzień od dobrego humoru, a teraz miałem ochotę komuś taki dzień zepsuć. Skoczyłem nagle na małego kurdupla. Ten jednak okazał się szybszy. Schylił się i warknął do mnie złowrogo, ale ja nie zwracałem na niego uwagi. Amor widocznie był wściekły, że przerwałem mu pracę, ale nie obchodziło mnie to. Skoczyłem i w jednej chwili wyrwałem mu łuk. Ten zaczął mnie wściekle gonić. Zaśmiałem się 
i skoczyłem do wody. Spojrzałem na swoja zdobycz i zastanawiałem się, co dalej. Postanowiłem ja schować, a jak postanowiłem, tak zrobiłem. Później okazało się, że Amora nigdzie nie ma. Nie przejąłem się tym za bardzo, tylko poszedłem powolnym krokiem w stronę jaskini. Chciałem wpaść do Magnolii, ale zauważyłem, że kłuci się dosyć poważnie z Derlisem. Nie chciałem im przerywać, wiec odszedłem. Napotkałem Raza i Daiki. Oni również się kłócili. Zdziwiło mnie to dosyć mocno. Potem wpadłem do Ksame i Diany. Oni również byli na siebie wściekli. Wtedy zrozumiałem. Amor nikogo nie trafił. żadna para już... nie jest parą. Musiałem iść poszukać tego nieszczęsnego basiora. Na szczęście Amor był w pobliżu. Kręcił się w kółko, widocznie szukając łuku.
- Nie szukasz może czegoś? - zapytałem, a Amor prychnął.
- Dzięki tobie... - warknął basior, ale Viper mu przerwał.
- Łuk znajduje się w dziupli.
Amor podbiegł w stronę dziupli i wyjął łuk. Spojrzał na mnie i fuknął cicho. potem odleciał, zostawiając mnie samego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz