poniedziałek, 1 lutego 2016

Od Vinci'ego c.d. Diany, Ksejma



Krew buzowała mi w żyłach, czułem jak cały drżę, miałem ochotę wykończyć tego młodego, jednak mimo to się powstrzymałem. To jest dowodem, że nie jestem jakimś od razu tyranem chorym na umyśle. Czasem na chęć po prostu mnie przerasta… To złe słowo,  raczej jest bardzo silna i pragnę ją szybko zaspokoić.
-Zamknij się!
Złapałem Dianę i zaciągnąłem do bocznej jaskini. Patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem i odruchowo cofała się w tył. Podszedłem do niej bliżej. Było słychać jak ciężko przełyka ślinę. Uśmiechnąłem się. Zamarła, przypominała taka małą sarenkę, która widzi rzucającego się na nią zwierza.  Do mych nozdrzy dotarł ponownie zapach krwi, która dość niedawno się tu rozlała. (Nie, nie jestem wampirem, spokojnie xD).  Oczy mi rozbłysły, a ciało zaczął zalewać kolor sadzy.  
-Ta wadera wprowadza mnie w rozbawienie- powiedziałem pod nosem, po czym wybuchnąłem śmiechem, cały czas wpatrując się  Dianę.  Ona spojrzała na mnie pytająco.
-Uciekaj.- Szybko opanowałem śmiech i prawie szeptem zwróciłem się do niej.
-Mówiłam, nigdzie nie idę.
-Uciekaj!- krzyknąłem i w tym samym momencie trzasnąłem w głaz, który jak któryś jego poprzednik zamienił się w kupę prochu.  Huk rozniósł się po jaskini, z sąsiedniej można było usłyszeć zachrypnięty głos jak go tam, Ksejma.
-Diana!
Wyszczerzyłem się i znów wbiłem wzrok w waderę. Ciało na powrót zamieniało kolor w brudną biel.
-Nie przystaniesz na moja propozycję?
-Nie… Nie zabijesz mnie?
- Jeśli chcesz, możesz to uznać za cud, ale nie. Jeszcze nie.-  Obróciłem się i poszedłem do części, w której znajdował się basior. Spojrzałem na niego i użyłem dźwięku więźnia, ten zaczął się wić i krzyczeć z bólu.
-Przestań! Draniu przestań!- Zaczęła piszczeć błagalnie.
-Sama się zgodziłaś na to moja droga.
- Ty bydlaku.- wysyczał pełnym jadu głosem Ksame.
-Zlituj się.
- Niewłaściwe słowa do niewłaściwej osoby, ja nigdy się nie lituje.- Zwiększyłem moc. Jednak zapach, który poczułem wybił mnie z tego.  Basior opadł na ziemię, a Diana chciała do niego podbiec, ale odepchnąłem ją w przeciwnym kierunku i spętałem mocą łańcuchów.  Zacząłem się śmiać.
-To cię tak bawi? – wykrztusiła przytłumiona.
-To też, ale idzie tu ta wasza czarodziejka.
-Kto?
-Rosalie?-  Głos basior odbił się od podłogi.
-Tak, szuka was. To wspaniale, jestem niezmiernie zadowolony. U waszemu zaskoczeniu nie wskoczy tu i teraz, jest daleko.
-To jak ją czujesz?
-Jak na czymś mi zależy to wyczuje to z dalekiej odległości.  Można by powiedzieć, że jest kimś w rodzaju tropiciela, szpiega, jak chcesz to nazywać to tak to nazywaj.  Widzę, że zabawa się rozkręci.
Siadłem w zaciemnionym miejscu i uśmiechałem się sam do siebie.
-Jesteśmy pionkami w twojej chorej grze.
- Dlaczego tak robisz?
-Nie masz już serca.
Zapadła cisza.
Basior nawet nie wie, jak ta gra mnie satysfakcjonuje, jak czuję, że me silne potrzeby, nieodłączności mojego życia zaczynają być zaspokajane.  A me serce bije, tylko w innym rytmie niż jego.

< To co się dzieje zanim zbliży się ku nam nowy gość? Ksame, Diana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz