Dookoła panowała głusza i mrok spowijał otaczające mnie pustkowie lasu. Czułem głód pragnienia zadawania bólu. Jestem psychopatą. Tak sądzi każdy, oprócz mnie. Dla mnie to czyste zaspokojenie moich potrzeb życiowych. Spojrzałem w niebo, a na nim panowała całkowita ciemność, bo było spowite grubą warstwą chmur. Uśmiechnąłem się sam do siebie. W głowie już miałem plan, teraz muszę tylko szukać. Ruszyłem i przedzierałem się kolejno przez gąszcz. Nie uderzę w centrum to zbyt ryzykowne, jeszcze by wpadła na mnie ta mała czarodziejka z całą rodzinką. Poszukam na obrzeżach. Oznakami mojego poruszania nie było dudnienie łap, a świst wiatru, który pozostawał w tyle. Zatrzymałem się na chwilę i wspiąłem się na głaz. Z chmur zaczął padać śnieg.
-Zamieć śnieżna? Czemu nie, ładna sceneria.- Powiedziałem sam do siebie.
W mych uszach zadźwięczały uderzenia czyiś łap. Biegło z pięć osobników mojej rasy. Tropiciele patrolują granice. Ukryłem się za głazem, na którym wcześniej stałem. Nie myliłem się, po paru chwilach przebiegło niedaleko mnie pięć wilków. Zaśmiałem się szyderczo i gdy już się oddalili, jednym skokiem byłem z powrotem na mojej trasie. Zamieć przybierała stopniowo na sile, a ja byłem coraz bliżej celu. Jeszcze kilka minut, jeszcze parę kroków. Byłem już w zaplanowanym położeniu. Teraz czas na poszukiwania. Zrobiłem parę kółek, aż w końcu natrafiłem na zabłąkaną duszyczkę. Nie potrzebowałem kryjówki, mrok był moją kryjówką. Oczy zaczęły mi iskrzyć. Ciało me przeszyły dreszcze, futro zmieniało barwę na ciemną. Zacząłem okrążać moją przyjaciółkę, którą zdarzyło mi się obserwować. Zacząłem szeptać bardzo wrażliwym i dość wysokim dźwiękiem jej imię. Ta rozglądała się przerażona dookoła siebie. Jej oczy wypełniała strach.
-Witaj moja przyjaciółko.- szeptałem.
Zrobiłem ostateczny skok, a moje ciało zapłonęło ogniem.
-Witaj Diano.
- Kim jesteś!?- Spanikowana odsuwała się ode mnie.
-Zawsze te same pytanie. Nie mogę ci powiedzieć złociutka. Jeszcze nie teraz.- Przybliżyłem się.
- Kim jesteś!- Podniosła głos.
-Cii. - Użyłem mocy dźwięku, który sprawia ból. Wadera zaczęła się wić i zasłaniała uszy.
-Przestań, proszę! Czego chcesz? - Obraz ten sprawiał mi ubaw. Uśmiechnąłem się i przestałem zadawać jej cierpienie tym sposobem.
-Ratunku!- Poderwała się i próbowała uciekać. Ja byłem zaraz przy niej.
-Nie uciekaj.
-Ratunku!
-Cii.- Zadałem jej cios w głowę. Ta padła przede mną.
Moje ciało przestało płonąć i zaczęło od nowa przybierać zwykłą barwę.
- Przepraszam, nie mam w zwyczaju bić kobiet, ale to był akt ukojenia. Czasem jestem sadystą. - Zarzuciłem ją na grzbiet, a łańcuchy na mym ciele spętały ją. Teraz rzuciłem się do ucieczki? Nie. Czas na powrót do domu. Biegłem teraz jeszcze szybciej mimo obciążenia i silnej zamieci.
Minąłem już granice i kierowałem się do jednej z moich kryjówek. Przecisnąłem się między skałami i pobiegłem tunelem skalnym i jeszcze paroma krętymi dróżkami, aż znalazłem się w grocie. Zrzuciłem waderę z siebie i swoją mocą więźnia unieruchomiłem ją. Siadłem w drugim końcu i przyglądałem się jak się wybudza.
-Gdzie ja jestem?- Ruszyła się, lecz miała ograniczone ruchy.
-Gdzieś, gdzie nie byłaś. Nie straciłaś pamięci?
-Chyba nie. Uprowadziłeś mnie.-Krzyknęła ze wstrętem.
- Pożyczyłem.- Uśmiechnąłem się szyderczo, lecz i tak w mroku, w którym siedziałem nie było nic widać oprócz moich iskrzących się oczu.
-Skąd znałeś moje imię?
-Zdarzyło mi się ciebie obserwować.
-Jak się nazywasz?
-Nie za dużo tych pytań? Możesz nazywać mnie: Więzień, Zabójca. Jak wolisz.- Uderzyłem w skałę, ta zahuczała, pękła i zamieniła się w proch. Wadera wzdrygnęła się.
-Co zamierasz?
-Pytania, pytania. Na razie czekam na twojego Romea, a potem się zabawię. Chyba, że nie przyjdzie, wtedy nie będę musiał wybierać kogo dorwę. -Potem nie padło już żadne pytanie.
<Romeo? Znaczy Ksame? Diana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz