Zregenerowałem siły i z niewielką pomocą Silvera usiadłem po czym
wysłuchałem wykładu pt. "Co mam brać, jeśli...". Przytoczył także
rozmowę z Dianą, ale dotarł do mnie tylko zlepek słów;
-... i kiedy odchodziła była przygnębiona.
Spuściłem pysk, jak winowajca. Nie chciałem, aby była smutna. Co teraz? Nic już mnie nie bolało. Pójdę do niej, bez znaczenia czy Silver się zgodzi, czy nie.
-Pomożesz mi wstać?-zrobiłem oczka szczeniaka.
-Dlaczego?
-Bo chcę iść.
-Gdzie?
-Do Diany.
Ta oschła rozmowa dała początek zimnemu milczeniu przez całą drogę. Gdy droga (mimo wszystko bardzo bolesna) dobiegła końca powiedziałem do Silvera:
-Dojdę.
-Dobra, uważaj na siebie.
Nie bez strachu wszedłem do jaskini. Była duża i mglista.

Na chwilę do jaskini wpadło trochę światła i ujrzałem ją. Siedzącą tyłem do światła kupkę nieszczęścia. Kap, kap, kap... To były łzy, czy woda skapująca ze ścian jakini?
-Cześć!
-K-ksame?-jej głos był zachrypnięty, jak po długim płaczu.
-Tak.
(Diana?)
-... i kiedy odchodziła była przygnębiona.
Spuściłem pysk, jak winowajca. Nie chciałem, aby była smutna. Co teraz? Nic już mnie nie bolało. Pójdę do niej, bez znaczenia czy Silver się zgodzi, czy nie.
-Pomożesz mi wstać?-zrobiłem oczka szczeniaka.
-Dlaczego?
-Bo chcę iść.
-Gdzie?
-Do Diany.
Ta oschła rozmowa dała początek zimnemu milczeniu przez całą drogę. Gdy droga (mimo wszystko bardzo bolesna) dobiegła końca powiedziałem do Silvera:
-Dojdę.
-Dobra, uważaj na siebie.
Nie bez strachu wszedłem do jaskini. Była duża i mglista.

Na chwilę do jaskini wpadło trochę światła i ujrzałem ją. Siedzącą tyłem do światła kupkę nieszczęścia. Kap, kap, kap... To były łzy, czy woda skapująca ze ścian jakini?
-Cześć!
-K-ksame?-jej głos był zachrypnięty, jak po długim płaczu.
-Tak.
(Diana?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz